Reklama

Sojusz Lewicy Demokratycznej: rząd Ewy Kopacz zagrożeniem dla elektoratu SLD

Partia Leszka Millera walczy, by nie dać się zmieść ze sceny politycznej, którą znów zagarniają PO i PiS.

Publikacja: 06.10.2014 03:28

Sojusz Lewicy Demokratycznej: rząd Ewy Kopacz zagrożeniem dla elektoratu SLD

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki MZub Marian Zubrzycki

Socjalny zwrot Platformy pod wodzą Ewy Kopacz stał się poważnym zagrożeniem dla SLD. Od czasu gdy marszałek Sejmu zastąpiła Donalda Tuska na stanowisku premiera i szefa ugrupowania, notowania Sojuszu, który żywił się elektoratem uciekającym od Platformy, spadają.

W ostatnim sondażu CBOS partia Leszka Millera ma 6 proc. poparcia. W badaniu TNS Polska dla „Wiadomości" TVP trochę lepiej, bo 8 proc. Ale o 12 czy 15 proc. sprzed zmiany kursu w PO Sojusz chyba może zapomnieć. Trudno się pocieszać, że to tylko sondaże, bo w eurowyborach kiepskie notowania partii z kampanii sprawdziły się przy urnach co do joty.

– Wygląda na to, że Ewa Kopacz swoim exposé trafiła w nastroje społeczeństwa zniechęconego do klasy politycznej. Ponadto lepiej niż jej poprzednik nadaje się do „wygaszenia" skrzydła konserwatywno-liberalnego w PO i wykonania skrętu w lewo – uważa politolog Kazimierz Kik z Uniwersytetu w Kielcach. – Wszystko to sprawia, że jest bardziej wiarygodna dla elektoratu socjalnego od Leszka Millera, co może być ciosem dla jego partii.

Zdaniem Kika znaczenie ma fakt, że Kopacz jest jedyną kobietą wśród liderów liczących się partii: – Trudno na razie oszacować, czy to przysporzy Platformie poparcia, ale widać, że Polacy są zmęczeni sceną polityczną, która od lat jest areną walk samców alfa.

Nic dziwnego, że Sojusz w poszukiwaniu odpowiedzi na socjalny zwrot PO i kobiecą twarz tej partii postawił na wyrównywanie różnic między prowincją a dużymi miastami, czyli między Polską A i B. Leszek Miller nazwał to przywracaniem godności Polsce za rogatkami wielkich miast.

Reklama
Reklama

– Nasz cel to skończyć ze zróżnicowaniem, skończyć z Polską B, odesłać ten podział na śmietnik historii – mówił w sobotę Miller podczas konwencji wyborczej Sojuszu.

Wpisuje się to w działania SLD sprzed kilku miesięcy, kiedy to partia, rzucając hasło powrotu do 49 województw, zwracała uwagę na degradację miast, które przestały być stolicami województw. Tamten pomysł nie spotkał się z akceptacją, bo uznano, że jest adresowany do elektoratu marzącego o powrocie PRL. Jednak niwelowanie różnic rozwojowych na poziomie regionalnym to zupełnie inna sprawa. W ocenie Kika postawienie na to hasło jest dobrym pomysłem.

– Koncepcja Platformy rozwoju Polski opartego na aglomeracjach się nie sprawdziła, bo widać, w jak dramatycznej sytuacji są zapomniane miasta powiatowe – mówi Kik. – Problem polega na tym, że Leszek Miller może wymyślać najpiękniejsze hasła, a i tak nic to nie da, bo nie jest wiarygodny dla wyborców.

Wojciech Łukowski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, dodaje, że niezależnie od tego, jaki komunikat wysyła SLD do wyborców, widać wyraźnie, że partia Millera została zepchnięta do narożnika elektoratu postpezetpeerowskiego.

– To są jedyni wyborcy, którzy dziś chcą głosować na Sojusz, niezależnie od tego, czy mówi o Polsce B czy o czymś innym – mówi Łukowski.

Socjolog zastrzega, że wiele zależy od tego, jakie pomysły ma Sojusz na likwidację podziałów między Polską A i B. ?– Na razie tego nie wiemy, a więc wiarygodność tego hasła jest niewielka – zaznacza.

Reklama
Reklama

Kwestia rozwoju prowincji przewijała się zresztą także podczas sobotniej konwencji wyborczej PO. Ewa Kopacz mówiła, by radni sejmiku mazowieckiego pamiętali, że Mazowsze to nie tylko Warszawa, ale także małe miejscowości, o które trzeba zadbać.

Z kolei prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił na wyborczym spotkaniu swej partii, że w ogóle Polskę trzeba naprawić po siedmiu latach rządów PO. Oba wystąpienia były mniej związane z wyborami samorządowymi niż przemówienie Millera, ale też ani PO, ani PiS nie muszą się martwić kurczącym się elektoratem.

Na scenie politycznej znów robi się ciaśniej dla mniejszych partii. Ruch Palikota na lewicy, a na prawicy Polska Razem Jarosława Gowina i Solidarna Polska, które miały nadzieję rozsadzić dwubiegunowy układ PO–PiS, są w odwrocie. Czy partia Millera podzieli ich los?

Dla SLD dobry wynik w wyborach lokalnych i później udział we władzach na poziomie sejmików samorządowych to jedyna szansa na lepszy wynik w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Jeżeli Sojuszowi się teraz nie powiedzie, to za rok może zostać całkiem zmarginalizowany.

Niektóre sondaże pokazują, że SLD utrzyma się na powierzchni, bo w przyszłym parlamencie będą tylko trzy partie – PO, PiS i właśnie Sojusz (PSL miałoby zostać wypchnięte z Sejmu). – Ten scenariusz jest całkiem realny – mówi Łukowski. – Tyle że Sojuszowi niewiele z tego przyjdzie, bo może być tak słaby, iż któraś z większych partii po prostu zdobędzie większość bezwzględną i będzie rządzić samodzielnie.

Socjalny zwrot Platformy pod wodzą Ewy Kopacz stał się poważnym zagrożeniem dla SLD. Od czasu gdy marszałek Sejmu zastąpiła Donalda Tuska na stanowisku premiera i szefa ugrupowania, notowania Sojuszu, który żywił się elektoratem uciekającym od Platformy, spadają.

W ostatnim sondażu CBOS partia Leszka Millera ma 6 proc. poparcia. W badaniu TNS Polska dla „Wiadomości" TVP trochę lepiej, bo 8 proc. Ale o 12 czy 15 proc. sprzed zmiany kursu w PO Sojusz chyba może zapomnieć. Trudno się pocieszać, że to tylko sondaże, bo w eurowyborach kiepskie notowania partii z kampanii sprawdziły się przy urnach co do joty.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Karol Nawrocki powołał swoich doradców. Na liście m.in. prof. Nowak i Beata Kempa
Polityka
Spotkanie w Białym Domu bez Polski. PiS: W USA nie chcą Donalda Tuska. PO: Karol Nawrocki oblał test
Polityka
Nowy sondaż partyjny. PiS zyskuje dzięki Karolowi Nawrockiemu?
Polityka
Wojciech Konończuk: Donald Trump popełnia błąd, przyjmując, że Władimirowi Putinowi chodzi wyłącznie o terytorium Ukrainy
Reklama
Reklama