Były minister transportu kilka miesięcy temu na łamach "Newsweeka" zapowiadał swój rozbrat z polityką. Obiecywał, że w ciągu kilku tygodni zrzeknie się mandatu i zniknie z życia publicznego. - Tak złożę mandat. W ciągu kilku tygodni. Żeby być posłem trzeba, mieć zaufanie publiczne. Ja tego zaufania nie mam. (...) Więc uważam, że jestem to też winny wyborcom - mówił wtedy. Czas mijał, a bohater afer zegarkowej i taśmowej swojej obietnicy nie spełniał. Ostatecznie w czerwcu, czyli na początku afery taśmowej, Nowak odszedł z Platformy Obywatelskiej, pozostał jednak posłem i członkiem klubu PO w Sejmie. Dziś sam już mówi otwarcie, że raczej się to nie zmieni.
Po długim okresie milczenia w tej sprawie, do wypowiedzi na temat swoich deklaracji sprowokował go dziennikarz "Polityki Insight". "Ponawiam pytanie - jak to się stało, że Pan - który mówił, że Pana zbroją jest prawda - wciąż nie złożył mandatu?" - napisał do byłego ministra na Twitterze. "Prawda jest obiektywna - tu się nic nie zmienia, a decyzja o mandacie subiektywna - moja i tylko moja - jako taka może się zmieniać" - odpowiedział Nowak.
Ta deklaracja była potwierdzeniem wielu wcześniejszych doniesień o prawdopodobnym powrocie byłego ministra do aktywnego życia politycznego.
Dziś, zmiany jego decyzji o odejściu bronią inni politycy PO.
- Nowak jest w trudnej sytuacji. Nagonka na niego jest przesadzona. Zapłacił wysoką cenę - mówi w TVN 24 sekretarz generalny partii Paweł Graś. - Nagonka, która na niego trwa w zwiazku z wypowiedzia, że zrezygnuje z mandatu jest zupełnie niepotrzebna - podkreślał.