Można odnieść wrażenie, że Duda jest hiperaktywny. Pogroził śląskim posłom, ogłosił pogotowie strajkowe w całym kraju, nagrał spot, którego nie wyemitowała telewizja Silesia i z tego powodu stał się głośny, pojechał do protestujących górników na Śląsk i nieustannie występuje na konferencjach prasowych.
Znawcy sceny politycznej oczywiście wiedzą, że Dudów jest dwóch – Andrzej, europoseł i kandydat PiS na prezydenta, oraz Piotr, szef NSZZ „Solidarność". Ale czy wyborcy są zorientowani, że to są dwie różne osoby? Że kandydat PiS na prezydenta to spokojny, wyważony polityk, a nie twardy dążący do zwarcia przywódca związku zawodowego?
I czy nazwisko charyzmatycznego lidera „S" Piotra Dudy pomoże w kampanii prezydenckiej Andrzejowi Dudzie, czy też mu zaszkodzi?
W polityce znane są kariery osób, których głównym atutem było to, że nosiły głośne nazwiska. Przykładowo, dzięki popularności szefa CBA Mariusza Kamińskiego swoją przygodę z polityką rozpoczął inny Mariusz Kamiński, późniejszy bohaterów afery madryckiej, który doszedł do prestiżowego stanowiska rzecznika PiS.
Na południu Polski karierę polityczną można zrobić dzięki nazwisku Zając, które wypromował nieżyjący już Stanisław Zając, wieloletni poseł i senator najpierw ZChN, a później PiS.