PO wygrałaby wybory parlamentarne, gdyby odbyły się one w ostatnią niedzielę. Z przeprowadzonego w piątek i sobotę sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej" wynika, że w Sejmie byłyby jedynie cztery partie.
Na PO chce głosować 36 proc. badanych (wzrost o dwa punkty procentowe). Od ostatniego badania sprzed dwóch tygodni nie zmieniły się notowania PiS i SLD, które popiera odpowiednio 33 i 8 proc. respondentów. Jednopunktowy spadek (do 7 proc.) zanotowała ostatnia partia nad progiem wyborczym – PSL.
Nowy projekt czołowych działaczy Kongresu Nowej Prawicy – KORWiN traci jeden punkt (3 proc.), a dawna partia Janusza Korwin-Mikkego ma tylko 1 proc. (bez zmian). Nieznacznie spadła liczba niezdecydowanych. 9 proc. badanych nie jest w stanie wskazać żadnego ugrupowania.
Po kilku tygodniach nowego roku można ocenić, że partia rządząca nie zanotowała spadku notowań, który miała w tym okresie w latach poprzednich. Taki efekt miały np. napięcia społeczne związane z sytuacją w służbie zdrowia. W zeszłym roku w pomiarach IBRiS w analogicznym czasie notowania rządzących spadły o pięć punktów procentowych i zaczęły się podnosić dopiero w marcu, pod wpływem zaostrzającej się sytuacji międzynarodowej (m.in. aneksji Krymu przez Rosję). W tym roku takiego efektu nie wywołały nawet protesty górników oraz rolników.
– Nie ma kryzysu początku roku, bo notowania PO już wcześniej ustabilizowały się na odpowiednim pułapie. Część wyborców z prawego skrzydła odpłynęła do PiS, ale na ich miejsce doszli ci, którzy są zniechęceni tym, co dzieje się na lewicy – przekonuje socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego dr Jarosław Flis.