– Jasno widać, że administracja Trumpa próbuje izolować Chiny, ale te w odpowiedzi zwracają się do swych azjatyckich sąsiadów – mówi jeden z analityków z Bliskiego Wschodu.
Temu służy długa podróż Xi Jinpinga do Wietnamu, Kambodży i Malezji (która spełnia funkcję bankowego hubu świata muzułmańskiego). – Dosłownie kilka dni temu Malezja oświadczyła, że jest po stronie Chin. Ale jednocześnie „podtrzymuje zasadę wielostronnych stosunków”, czyli pozostawia otwarte drzwi przed Waszyngtonem. Podobna sytuacja jest, jak sądzę, z Wietnamem, gdzie największym inwestorem są USA, a nie Chiny – opisuje sytuację rosyjski ekspert Aleksiej Masłow.
Wśród chińskich sojuszników nikt nie chce konfrontacji z USA
Analitycy sądzą, że Pekin nawet wśród swych najbliższych sąsiadów będzie miał problemy z zebraniem sojuszników. Wyjątkiem są kraje takie jak Kambodża, które są uzależnione od chińskich kredytów, a w dodatku zostały obłożone amerykańskimi cłami. Inne mają znaczny kłopot, bowiem część ich firm produkujących na eksport do USA należy do Chińczyków. Nikt jednak nie rwie się do konfrontacji z administracją Trumpa.
Na wsparcie Xi może jednak liczyć wśród niektórych państw Ameryki Południowej oraz większości krajów afrykańskich. Część z nich jest beznadziejnie zadłużona w Pekinie, jeszcze w poprzedniej dekadzie światowe instytucje finansowe ostrzegały, że wpadły one w chińską „pętlę zadłużenia”.
Chiny jako jedyne stawiły opór polityce ceł Trumpa, co wywołało znaczne zdziwienie na świecie. – Nie ma żadnych różnic między Chinami a innymi krajami za wyjątkiem tego, że Chiny są znacznie większe – wyjaśniała stanowisko obecnej administracji wobec Pekinu jej rzeczniczka Karoline Leavitt.