Zmiany w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym przygotowuje Ministerstwo Sprawiedliwości. Na czele zespołu stanął wiceminister Patryk Jaki. – Opieramy się na rozwiązaniach stosowanych w Niemczech. Nie może być tak, że odebranie dziecka jest pierwszą decyzją państwa. W pierwszej kolejności ma ono pomóc rodzinom – przekonuje w rozmowie z „Rzeczpospolitą".
Jego zdaniem środki, które przeznaczane są teraz na opiekę nad dzieckiem po jego odebraniu rodzicom, można wykorzystać efektywniej, by stworzyć warunki dla dziecka w jego domu rodzinnym. Założenia zmian trafiły już do rządu, a w Sejmie powinny pojawić się do końca roku.
Zmienią kodeks
Ministerstwo przyznaje, że powodem takiego pośpiechu są doniesienia medialne dotyczące szczególnie bulwersujących przypadków rozdzielania rodzin.
Na czym miałaby polegać zmiana? Jak czytamy w rządowych dokumentach, chodzi o: „zamieszczenie w Kodeksie rodzinnym i opiekuńczym przepisu jednoznacznie stwierdzającego, że zastosowanie przez sąd opiekuńczy środków ingerencji we władzę rodzicielską prowadzących do rozdzielenia dziecka i rodzica może mieć miejsce jedynie wówczas, gdy wcześniej stosowane przez sąd opiekuńczy inne środki nie były skuteczne bądź okoliczności danej sprawy wskazują na to, że ich zastosowanie nie byłoby celowe, a dobro dziecka przemawia za oddzieleniem go od rodzica".
Mało czy dużo?
Podobne pomysły opozycja zgłaszała w poprzedniej kadencji, gdy trwały prace nad tym kodeksem. Nie zostały wtedy uwzględnione. PiS poruszał ten temat również w kampanii wyborczej.
Zdaniem Elżbiety Seredyn, wiceminister pracy i polityki społecznej w rządzie PO–PSL, problem jest sztucznie rozdmuchany przez media. – Ze statystyk resortu wynikało, że przypadków odebrania dzieci z powodu biedy było jedynie kilka rocznie. Zwykle ubóstwo było jednym z powodów umieszczenia dziecka w systemie pieczy zastępczej. Dodatkowym było jednak nadużywanie alkoholu i narkotyków – mówi Seredyn.