Schetyna jak feniks z popiołów

Od ponad pół dekady Grzegorz Schetyna nie miał tak dobrego roku, jak ten mijający. W Sylwestra wieńczy go tym, na co czekał od dziesięciu lat – przejęciem pełni władzy w PO.

Aktualizacja: 31.12.2015 20:23 Publikacja: 31.12.2015 15:50

Schetyna jak feniks z popiołów

Foto: PAP, Jakub Kamiński

Poranna, wspólna konferencja Tomasza Siemoniaka i Grzegorza Schetyny dla wielu działaczy Platformy była szokiem. Gdy ten pierwszy ogłaszał rezygnację z ubiegania się o przywództwo w partii, ten drugi nie był w stanie ukryć tryumfującego uśmiechu.

Ostatnie lata byłego marszałka Sejmu nie były usłane różami. Wielokrotnie musiał znosić, często poniżające, przytyki ze strony Donalda Tuska lub z pokorą przyjmować decyzje obniżające jego pozycję w państwie i samej PO. Tak było m.in. wtedy, gdy przy tworzeniu drugiego rządu Tuska w 2011 r., Schetynie zaoferowano jedynie szefostwo sejmowej komisji spraw zagranicznych.

Cień szansy na zmianę pojawił się w momencie, gdy Tusk otrzymał nominację na przewodniczącego Rady Europejskiej i udał się do Brukseli. Władzę przejmowała jednak wtedy niezwykle wierna byłemu przewodniczącemu Ewa Kopacz i wydawało się, że marginalizacja Schetyny będzie trwać. Takie były też zalecenia samego Tuska, który rekomendował swojej protegowanej ostateczne rozprawienie się z – jak nazywał Schetynę - „strategiczną rezerwą partyjną”.

Kopacz okazała się jednak mniej sprawna od swojego poprzednika i to ona przywróciła byłego marszałka do partyjnej pierwszej ligi. Schetyna został szefem resortu spraw zagranicznych, zaczął odbudowywać wpływy i rozpoczął marsz po władzę. Rok 2015 okazał się dla niego przełomowy. Słabe, nijakie przywództwo Kopacz, pomyłki personalne, chaotyczny kurs partii, opóźnione konsekwencje z afery podsłuchowej i fatalnie poprowadzone kampanie, doprowadziły do podwójnej klęski wyborczej PO oraz przesilenia w partii. Platforma potrzebuje dziś nowego otwarcia, a to, z pary Siemoniak-Schetyna, oferował tylko ten drugi. Wiecznie drugi w partii polityk dziś wychodzi na czoło i bierze odpowiedzialność za dalszy byt swojej formacji.

Część posłów PO twierdzi, że decyzja Siemoniaka była spodziewana i oczekiwana. Schetyna miał lepszą kampanię, był aktywniejszy, jego spotkania cieszyły się większą frekwencją i to on narzucał narrację. Główny rywal często był wtórny, wyraźnie spóźniony, jak wtedy gdy na sali sejmowej powtarzał apel Schetyny do Kaczyńskiego, by szef PiS przeprosił za swe słowa o AK-owcach i Gestapo. - To było najgorsze, co mógł zrobić. Przegrał wybory – mówił mi wtedy jeden ze stronników Siemoniaka o swoim faworycie.

Były szef MON musiał spodziewać się wyborczej klęski, po której jego pozycja byłaby mocno nadszarpnięta. Nie wiadomo, czy Schetyna wyciągnąłby do niego rękę. Rezygnując z rywalizacji ze Schetyną Siemoniak zapewnia sobie status drugiej osoby w PO, bliskiego współpracownika nowego lidera. To zaś oznacza powrót do stanu sprzed niemal dekady, gdy Schetyna i Siemoniak blisko współpracowali, m.in. w resorcie spraw wewnętrznych.

Decyzja Siemoniaka oznacza też, że kończy się wyniszczający dla PO okres partyjnego bezkrólewia. Jego efekty było widać m.in. w chaosie, który panował w ławach największej partii opozycyjnej. Choćby wtedy, gdy – nie wiadomo dlaczego – cały klub PO wyszedł z debaty i głosowania ws. Trybunału Konstytucyjnego czy wtedy, gdy część młodszych posłów nieudolnie wywieszało kartoniadę na sali plenarnej.

Działacze PO przekonują, że teraz zacznie się prawdziwa walka z PiS. Ich celem jest powrót do znanej Polakom przez ostatnie dziesięć lat polaryzacji Platformy z Prawem i Sprawiedliwością. Polaryzacji, w której dla Nowoczesnej nie będzie już miejsca.

Poranna, wspólna konferencja Tomasza Siemoniaka i Grzegorza Schetyny dla wielu działaczy Platformy była szokiem. Gdy ten pierwszy ogłaszał rezygnację z ubiegania się o przywództwo w partii, ten drugi nie był w stanie ukryć tryumfującego uśmiechu.

Ostatnie lata byłego marszałka Sejmu nie były usłane różami. Wielokrotnie musiał znosić, często poniżające, przytyki ze strony Donalda Tuska lub z pokorą przyjmować decyzje obniżające jego pozycję w państwie i samej PO. Tak było m.in. wtedy, gdy przy tworzeniu drugiego rządu Tuska w 2011 r., Schetynie zaoferowano jedynie szefostwo sejmowej komisji spraw zagranicznych.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Horała o Kamińskim: To że się zdenerwował nie znaczy, że nadużył alkoholu
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
Sondaż: "Mieszkanie na Start"? Polacy woleliby tanie mieszkania na wynajem
Polityka
Spór o pieniądze w Sejmie. Kancelaria domaga się podwyżek
Polityka
Warszawa stolicą odsieczy dla Ukrainy. Europa się zmobilizowała
Polityka
Młodzi samorządowcy z szansami na nowe otwarcie