Po cóż więc przywiązywać się do tych całych stu dni, gdy w planach rządzenie do końca świata. Po cóż bilanse skoro jest tak dobrze, a tylko ta opozycja znów nie daje spokojnie pracować i przeszkadza. Zamiast cieszyć się, że rząd jest, pracuje, dba o dobre samopoczucie, umacniania się w przekonaniu, że dokonuje dobrej zmiany i wykreśla ze słowników pojęcie „nie da się”, to opozycja nie wiedzieć czemu pyta ciągle o jakiś tam bilans stu dni, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Na nic tłumaczenie z ław rządowych i od licznych sympatyków, że sto dni, to tylko takie hasło i nie ma co się na nie powoływać. Bo przecież, jak coś jest dobre i ma służyć na lata, to czy będzie to wprowadzone w życie teraz, czy za kolejne sto, czy dwieście dni i tak nie ma przecież żadnego znaczenia. Cóż tam jakieś sto dni w obliczu wieczności i co ważniejsze, świetlanej przyszłości naszego rozkwitającego w nieprawdopodobnym tempie kraju.