Jędrzej Bielecki: Polska hamuje akcesję Ukrainy do Unii

Nawet tak przychylne poszerzeniu Unii kraje jak Dania obawiają się, że po uzyskaniu członkostwa we Wspólnocie Kijów pójdzie w ślady Warszawy i będzie łamać rządy prawa.

Publikacja: 30.06.2023 03:00

Jędrzej Bielecki: Polska hamuje akcesję Ukrainy do Unii

Foto: AdobeStock

30 lat temu w Kopenhadze przywódcy ówczesnej „12” przyjęli kryteria, wedle których mają być oceniane kraje, które chcą dołączyć do zjednoczonej Europy. Dzielą się one na trzy grupy. Po pierwsze, chodzi o budowę silnych instytucji, które zapewnią utrzymanie demokracji, rządów prawa i praw człowieka. Po wtóre, o zdolność do wypełnienia obowiązków członka UE, w tym wspierania celów politycznych, gospodarczych i monetarnych Wspólnoty. Wreszcie, o rozwinięcie na tyle konkurencyjnej gospodarki, że będzie funkcjonować w ramach jednolitego rynku.

Duńczycy najwyraźniej mają wątpliwości, czy Polska wypełnia pierwsze z tych kryteriów, a być może i drugie. W tym tygodniu szef duńskiej dyplomacji Lars Løkke Rasmussen zorganizował w stolicy królestwa konferencję, która miała ocenić, jak udało się wprowadzić w życie założenia sprzed trzech dekad. Przedstawiciele władz Polski, Węgier i Bułgarii, państw, które mają z tym najwięcej trudności, nie zostali jednak zaproszeni.

Czytaj więcej

Ukraina w UE? Duński minister: Unia nie powinna obniżać poprzeczki

Rasmussen przyznał też, że doświadczenia z wcześniejszymi poszerzeniami Unii muszą zostać wykorzystane do kolejnych akcesji, zaczynając od Ukrainy.

– Jeśli nie zakończy się procesu reform przed wejściem do Unii, istnieje ryzyko, że później zostanie on spowolniony. Wtedy Wspólnota nie będzie eksportować stabilności, ale importować niestabilność – mówił „Financial Times” Duńczyk, odnosząc się do możliwości stosowania taryfy ulgowej wobec Ukrainy i Mołdawii oraz sześciu państw zachodnich Bałkanów.

Czytaj więcej

Roberta Metsola: Unia dotrzyma słowa danego Ukrainie

Coraz powszechniejsza w Brukseli opinia, że przyjmując Polskę do Unii, pospieszono się i tego błędu z Ukrainą zrobić nie wolno, to niejedyny sposób, w jaki polskie władze, mimo ciągłych deklaracji poparcia dla Kijowa, w praktyce utrudniają przystąpienie naszego sąsiada do Wspólnoty. Inny problem dotyczy reformy samej Unii, bez której nie będzie ona gotowa przyjąć nowych członków. Rasmussen przyznał, że jego kraj zmienił podejście do pomysłu zmiany zasad podejmowania decyzji w Radzie UE i przejścia z jednomyślności na kwalifikowaną większość w sprawach zagranicznych i podatkowych. Do tej pory był temu przeciwny. Teraz jest na taką możliwość „otwarty”. Ze strony niewielkiego, sześciomilionowego kraju to odważna decyzja, bo inaczej niż w przypadku sześć razy ludniejszej Polski bardzo trudno mu będzie zapobiec przegłosowaniu w Radzie UE w sprawach, gdzie zajmuje inne stanowisko od większości państw członkowskich.

To jednak Warszawa mówi dziś stanowcze „nie” jakimkolwiek zmianom. Z jednej strony to populistyczny slogan, który łatwo trafia do eurosceptycznego elektoratu. Z drugiej – wyciągnięcie wniosku z niemal zupełnego braku zdolności koalicyjnej w Radzie UE. Wiadomo jednak, że Francja, Niemcy czy Hiszpania nie zgodzą się na przekształcenie poszerzonej Unii z 35 krajami członkowskimi w rodzaj nowego ONZ: organizacji niezdolnej do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Będzie to tym istotniejsze, jeśli do Białego Domu wróci Donald Trump i zjednoczona Europa będzie sama musiała zadbać o swoją obronę.

Wreszcie pozostaje aspekt ekonomiczny. Szacunki pokazują, że po przyjęciu Ukrainy do UE Polska stanie się płatnikiem netto do budżetu Brukseli. Wynika to w szczególności z tego, że Kijów przejmie połowę unijnych dopłat do rolnictwa. Poza naszym krajem tylko Francja i Portugalia będą musiały oddać z tego powodu tak dużą część obecnych subwencji. Ale Ukraina przejmie też od naszego kraju znaczną część funduszy strukturalnych. Nie ma bowiem szans, aby UE zdecydowała się na istotne zwiększenie całego budżetu Brukseli: nie zgadzają się na to kluczowe kraje Wspólnoty, w tym Niemcy, które rząd PiS woli każdego dnia atakować, zamiast próbować nawiązać nić porozumienia.

Jak trudna do przełknięcia przez polskie władze będzie taka zmiana, pokazuje choćby spór o import zbóż z Ukrainy. W chwili próby okazuje się, że górę biorą krótkoterminowe zyski elektoratu ugrupowania rządzącego nad długofalową strategią integracji Kijowa z Zachodem. Co prawda od wielu miesięcy nasz kraj nie dostaje wypłat strukturalnych z Brukseli, ale to jest jedyny środek nacisku unijnej centrali na Warszawę, który może się okazać skuteczny. Można więc założyć bez większego ryzyka błędu, że Polacy unijnej manny na rzecz Ukraińców łatwo nie oddadzą.

30 lat temu w Kopenhadze przywódcy ówczesnej „12” przyjęli kryteria, wedle których mają być oceniane kraje, które chcą dołączyć do zjednoczonej Europy. Dzielą się one na trzy grupy. Po pierwsze, chodzi o budowę silnych instytucji, które zapewnią utrzymanie demokracji, rządów prawa i praw człowieka. Po wtóre, o zdolność do wypełnienia obowiązków członka UE, w tym wspierania celów politycznych, gospodarczych i monetarnych Wspólnoty. Wreszcie, o rozwinięcie na tyle konkurencyjnej gospodarki, że będzie funkcjonować w ramach jednolitego rynku.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Rozszerzenie UE w polu zainteresowania nowego polskiego komisarza
Polityka
Kamala Harris na prezydenta USA? Barack Obama przerwał milczenie
Polityka
Unia Europejska przekaże Ukrainie zyski z zamrożonych aktywów Rosji. Ursula von der Leyen: Nie ma lepszego symbolu
Polityka
Mariusz Kamiński w europarlamencie. „Panie komisarzu, pan jest głuchy i ślepy?”
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Polityka
Nigeryjski pomysł na protesty. Policja konfiskuje opony w całym kraju