Ogłoszona w sobotę decyzja o niewpuszczaniu do Polski ukraińskiego zboża i innych produktów rolnych jest bezprecedensowa.
Po pierwsze, niezgodna z unijnym prawem, bo w dziedzinie handlu UE ma wyłączne kompetencje i państwa członkowskie, poza wyjątkowymi i uzasadnionymi sytuacjami, nie mają prawa wprowadzać jednostronnych obostrzeń. Po drugie, niekorzystna dla pogrążonej w wojnie Ukrainy, której przecież Polska do tej pory była pierwszym sojusznikiem. Tym samym gra na korzyść Rosji, co zresztą już widać, bo Moskwa momentalnie zaczęła mnożyć problemy przy wywozie zboża ukraińskiego z czarnomorskich portów. Wreszcie, po trzecie, tryb jej podjęcia jest zadziwiający. Najpierw zapowiedziano konsultacje z Ukraińcami w sprawie zboża i ewentualnie ich dobrowolne działania w sprawie ograniczania eksportu. Potem znienacka rząd wprowadził jednostronne obostrzenia i to na długą listę produktów rolnych.
Czytaj więcej
Polska niezgodnie z prawem UE zablokowała import produktów rolnych z Ukrainy. Bruksela wstrzymuje się jednak z potępieniem.
Zaskoczona była również Komisja Europejska, która już wcześniej przyznała Polsce wnioskowane miliony euro na odszkodowania dla rolników i jest w trakcie dyskusji nad kolejnym pakietem pomocowym. To wszystko sprawia, że zarówno niezależni publicyści, jak i opozycja w Polsce – słusznie – tę decyzję krytykują. Jednak wygłaszane przy okazji przewidywania, jak bardzo zaszkodzi to Polsce na arenie międzynarodowej, są daleko przesadzone.
W sprawie importu ukraińskiego wiele czynników gra bowiem na korzyść PiS. W Polsce krytycy wskazują, że rząd zbyt późno alarmował o problemach ze zbożem zalegającym w silosach. Gdyby zrobił to wcześniej, Komisja mogłaby rozważyć jakieś obostrzenia na poziomie unijnym. To prawda, ale w Brukseli słychać głosy, że sytuacja jest jednak nadzwyczajna. Korytarze solidarnościowe uruchomiono po raz pierwszy, w bardzo szybkim czasie, i miały one uwolnić zboże blokowane w portach Morza Czarnego. W międzyczasie w wyniku porozumienia, któremu patronuje ONZ, porty odblokowano, a na światowym rynku ceny zboża spadają. Nie ma więc popytu na ziarno droższe, bo transportowane drogą lądową. Szuka się dla niego rynku zbytu w krajach najbliżej granicy z Ukrainą. Że przy tym są jakieś nadużycia, a może istnieje jakaś pszeniczna mafia, co już bada CBA – to w warunkach polskich jest bardzo prawdopodobne. Jednak problem z ukraińskim zbożem jest realny, co potwierdza fakt, że również inne państwa graniczne już wprowadzają obostrzenia: Węgry, Słowacja czy Bułgaria.