Tunezja. Nowy rodzaj dyktatury

Prawie cała władza jest już w rękach prezydenta. Sobotnie wybory parlamentarne mają pokazać, że Tunezja nie odeszła od demokracji. Opozycja je bojkotuje.

Publikacja: 16.12.2022 03:00

Antyprezydencka demonstracja w Tunisie, 10 grudnia, tydzień przed wyborami

Antyprezydencka demonstracja w Tunisie, 10 grudnia, tydzień przed wyborami

Foto: FETHI BELAID / AFP

Przez trzy lata urzędowania Kais Saied rozmontował już niemal wszystko, co Tunezyjczykom udało się zbudować po obaleniu w 2011 r. dyktatora Zina al-Abidina Ben Alego. A z czego Tunezja słynęła – była jedynym przykładem pozytywnych zmian po buntach, który wstrząsnęły światem arabskim ponad dekadę temu. Demokracja, pluralizm, wolność słowa, silne społeczeństwo obywatelskie i silne związki zawodowe – tak było w tym północnoafrykańskim kraju jeszcze kilka lat temu. Coraz mniej z tego jest aktualne. A Saied jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

Następne wygłosi zapewne po sobotnich wyborach do parlamentu, które bojkotują prawie wszystkie partie. Kampanii wyborczej prawie nie było, opozycja – różnorodna, od lewicy po umiarkowanych islamistów – nazwała ją farsą.

Gniew i populizm

– Ponad 90 proc. partii bojkotuje te wybory i nie uznają ich wyników. Parę mniejszych bierze udział, to zwolennicy Saieda. Będzie on próbował przekonać świat: mam system demokratyczny, odbyły się wolne wybory. A na miejscu będzie dalej budował swój populistyczny system władzy – mówi „Rzeczpospolitej” Sofian Machlufi, obrońca praw człowieka i lewicowy poseł ostatniego parlamentu, który prezydent zawiesił w lecie zeszłego roku.

Czytaj więcej

Tunezja pomaga Korei Płd. omijać antyrosyjskie sankcje

Saied wykorzystał wtedy gniew społeczny, wywołany kryzysem gospodarczym, restrykcjami pandemicznymi. I przede wszystkim – niespełnieniem przez nową klasę polityczną obietnic z czasów rewolucji, która obaliła Ben Alego. Nie zniknęła korupcja, młodzi ludzie z rodzin bez koneksji po skończeniu szkół nie mogli znaleźć pracy dającej szansę na utrzymanie rodziny.

Znaczna część Tunezyjczyków miała dość rozdrobnionego parlamentu i koalicyjnych rządów, zatęskniła za silnym człowiekiem – spoza establishmentu. I w tej roli wystąpił Saied, skromnie wyglądający i ostry w wyrażaniu opinii emerytowany profesor prawa. Gdy rozmontowywał parlament, miał poparcie większości, co było widać i w sondażach, i podczas wielkich demonstracji. Od tego czasu poparcie zmalało, bo sytuacja gospodarcza kraju nadal się pogarsza. W lipcowym referendum konstytucyjnym, w wyniku którego przejął całą władzę wykonawczą, a także w znacznym stopniu kontrolę nad sądownictwem, wzięło udział zaledwie około 30 proc. uprawnionych.

Okna wolności

Już wtedy zachodni analitycy mówili, że Tunezja stała się na powrót dyktaturą. Mieszkańcy Tunezji, nawet opozycja, są zazwyczaj ostrożniejsi w ocenach. – Powoli, krok po kroku zmierzamy ku dyktaturze – mówi Sofian Machlufi.

I wyjaśnia różnicę między czasami władzy obalonego w 2011 r. dyktatora a obecnymi: – Ben Ali wyrósł z systemu politycznego Tunezji, wywodził się z administracji państwowej i jego dyktatura opierała się na silnej administracji państwowej. Saied przyszedł spoza systemu i chce stworzyć własny: populistyczny. Jego populizm osłabia państwo, niszczy je.

Na inną różnicę wskazuje Ahmed ar-Rauf Unajes, emerytowany dyplomata, który był szefem MSZ Tunezji w 2011 r., zaraz po obaleniu Ben Alego: – Obecny prezydent nie jest skorumpowany, w każdym razie nikt mu tego nie wykazał. Ben Ali zbudował system korupcyjny i był arogancki.

– Na razie Saied pozostawił jeszcze okna wolności, jego przeciwnicy mogą protestować na ulicach, to się zresztą dzieje, swoje opinie mogą wyrażać w niektórych mediach, także stacjach telewizyjnych. Ben Alemu otwarcie nie można się było przeciwstawiać – mówi „Rzeczpospolitej” Unajes. – Po wyborach Saied powie, że w Tunezji jest autentyczna demokracja. Oczywiście nie będzie.

Poglądy Saieda są konserwatywne, dużo w nich elementów antyzachodnich, jest bliski islamistom, choć za głównego wroga uznaje islamistyczną partię Nahda, najsilniejsze ugrupowanie od czasu obalenia dyktatury, które uczestniczyło w koalicyjnych rządach z partiami świeckimi i szanowało konstytucję, także w sprawie równości kobiet i mężczyzn.

Według Machlufiego Saied jest „na prawo od Nahdy”. Unajes twierdzi, że Saied ma swoją wersję radykalnego islamu.

Jaka przyszłość czeka Tunezję po wyborach? – To najtrudniejsze pytanie, ale raczej czarna – mówi były szef tunezyjskiej dyplomacji.

Przez trzy lata urzędowania Kais Saied rozmontował już niemal wszystko, co Tunezyjczykom udało się zbudować po obaleniu w 2011 r. dyktatora Zina al-Abidina Ben Alego. A z czego Tunezja słynęła – była jedynym przykładem pozytywnych zmian po buntach, który wstrząsnęły światem arabskim ponad dekadę temu. Demokracja, pluralizm, wolność słowa, silne społeczeństwo obywatelskie i silne związki zawodowe – tak było w tym północnoafrykańskim kraju jeszcze kilka lat temu. Coraz mniej z tego jest aktualne. A Saied jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD
Polityka
Fińska prawica zmienia zdanie ws. UE. "Nie wychodzić, mieć plan na wypadek rozpadu"
Polityka
Jest decyzja Senatu USA ws. pomocy dla Ukrainy. Broń za miliard dolarów trafi nad Dniepr
Polityka
Argentyna: Javier Milei ma nadwyżkę w budżecie. I protestujących na ulicach