Mimo że w kraju rządzonym przez Aleksandra Łukaszenkę od lata 2020 roku nieustannie trwają represje, Białorusini znów wyszli na ulice. Tym razem na apel przebywającej w Wilnie liderki opozycji demokratycznej Swiatłany Cichanouskiej tysiące ludzi protestowało w Mińsku przeciwko rosyjskiej agresji na Ukrainie. Białoruskie MSW poinformowało w poniedziałek, że w całym kraju zatrzymano w sumie prawie 800 uczestników protestów.
Czytaj więcej
W niedzielnym referendum na Białorusi zatwierdzono zmiany w konstytucji, w tym tę, według której...
Forma protestu była nietypowa, gdyż w niedziele odbywało się tak zwane referendum konstytucyjne, które ma umożliwić Łukaszence kontynuowanie rządów na stanowisku przewodniczącego Wszechbiałoruskiego Zjazdu Ludowego. Ludzie ustawiali się w długie kolejki pod lokalami wyborczymi, ale nie po to, by głosować, lecz by wykrzyczeć „Niet wojnie!" i „Sława Ukrainie!". Wieczorem tłum mieszkańców stolicy ruszył pod siedzibę Sztabu Generalnego, by protestować przeciwko planom wysłania białoruskich żołnierzy na Ukrainę. Brama przed ukraińską ambasadą w Mińsku została przystrojona kwiatami, a w stołecznych dzielnicach do późnej nocy słyszano wykrzykiwane przez okna antywojenne hasła.
O tym, że Łukaszenko w każdej chwili może wydać rozkaz wysłania białoruskich jednostek nad Dniepr, wprost mówiły władze w Kijowie, ostrzegała przed tym również białoruska fundacja BYSOL, która wspiera represjonowanych oraz Białorusinów walczących po stronie ukraińskiej armii.
– To nie nasza wojna, nie będziecie bronili swojej ojczyzny, domu, rodziny. Ten konflikt nie przyniesie wam sławy, a tylko wstyd, krew, poniżenie i śmierć. Cały naród białoruski zostanie wyrzutkiem na dziesięciolecia. Bracia, znajdźcie sposób, by nie uczestniczyć w tej brudnej sprawie – zwracał się do towarzyszy broni emerytowany podpułkownik Waleryj Sachaszczyk, były dowódca 38. brygady powietrznodesantowej w Brześciu. – Nie wysyłajcie chłopaków na rzeź – apelował do generałów.