Co dla Turcji oznacza wynik niedzielnego referendum, w którym się decydowało, czy prezydent uzyska olbrzymią władzę?
Yasar Yakis: Powiem najpierw, co to oznacza dla Erdogana. Zwyciężył małą różnicą głosów, wie, że mniej więcej połowa Turków jest za nim, ale i połowa przeciw. To mu nie ułatwia rządzenia. Oznacza, że w następnych wyborach będzie musiał szukać koalicjanta. W referendum miał w tej roli partię nacjonalistyczną MHP. Musi z tego wyciągnąć lekcję, pamiętać o tych, co byli przeciw.
Sądzi pan, że Erdogan będzie szanował wolę tych, którzy głosowali przeciw?
Wystarczy zdobyć 50 proc. plus jeden głos, by zostać zwycięzcą. Ale jeżeli jest się ostrożnym przywódcą, to trzeba brać pod uwagę życzenia tych, którzy głosują przeciw. Bo jak się nie weźmie, to może przegrać następną rozgrywkę. Następne wybory są w 2019, przez dwa lata Erdogan powinien walczyć o serca części tych, co głosowali teraz przeciwko.
Przed referendum powiedział mi pan, że po nim niewiele się zmieni, bo Erdogan i tak, choć nielegalnie, używał olbrzymiej władzy.