W zeszłym tygodniu Błaszczak mówił w radiowej Jedynce o zapewnieniu bezpieczeństwa podczas tegorocznego festiwalu Woodstock. Minister powiedział, że "już w ubiegłym roku policja negatywnie zaopiniowała to przedsięwzięcie". Dodał, że w tym roku opinia policji również będzie negatywna. - Wszyscy mamy świadomość, co się dzieje za naszą zachodnią granicą (...). W grudniu ubiegłego roku doszło do zamachu terrorystycznego w Berlinie, w którym zginął Polak - przypomniał szef MSWiA.
W rozmowie z środowym wydaniem tygodnika "Gazeta Polska" Błaszczak wyjaśnia powody swojej negatywnej opinii. - Już w ubiegłym roku Przystanek Woodstock był imprezą o podwyższonym ryzyku. W takim wypadku wydarzenie musi zabezpieczać większa liczba ochroniarzy. To generuje koszty, czego organizator chce uniknąć. Dlatego – co przekazał mi komendant wojewódzki policji – zaniża on liczbę uczestników i w ten sposób oszczędza. Postępuje tak, nie zważając na zagrożenie. Twierdzenie, że nic się na pewno nie stanie, przeczy faktom - powiedział minister.
Szef MSWiA zaznaczył, że na zeszłorocznym Woodstocku zanotowano 54 przestępstwa.
- Większość związana była z narkotykami, ale było też np. zawiadomienie dotyczące gwałtu - wyjaśniał. - Obawiam się też sytuacji, kiedy ktoś koło sceny sztucznie wywoła panikę, a rozpędzony tłum zacznie się wzajemnie tratować, tak jak to miało miejsce w Turynie - dodał.
Błaszczak przypomniał, że "w ubiegłym roku organizator zapraszał na festiwal uchodźców znajdujących się na granicy Niemiec".