„Nie idź tam w żadnym wypadku, a już na pewno nie, kiedy masz inny kolor skóry" – tym wpisem zamieszczonym w facebookowej grupie cudzoziemców mieszkających w Polsce, korespondent „Die Zeit" rozpoczyna relację z obchodów tegorocznego Święta Niepodległości. „Polacy są dumni ze swojej jeszcze młodej demokracji. Dwanaście różnych masowych imprez zgłoszono tylko w Warszawie z okazji tego święta, w tym 10-kilometrowy bieg z 18 tys. uczestników, paradę motocykli i oficjalne złożenie wieńca. Ale przede wszystkim skrajni prawicowcy zebrali się znów na jedną z największych manifestacji w Europie. W tym roku, jak podaje policja, brało w niej udział prawie 60 tys. osób. Lewicowa kontrdemonstracja liczyła tysiąc uczestników" – pisze Florian Bayer.
Autor zaznacza, że „granice między patriotami i prawicowymi ekstremistami są płynne", informując, że do Warszawy przyjechali także ekstremiści z Węgier, Szwecji, Słowacji i innych krajów. Spotykają się w tym dniu już od kilku lat, a „ich przemarsz odbywa się z centrum Warszawy i jest tolerowany przez włodarzy miasta, a przez najwyższe władze reklamowany jako impreza patriotyczna. Tysiące policjantów ochrania ich marsz, a fakt, że uczestnicy i gościnnie występujący mówcy otwarcia wygłaszają rasistowskie i antyislamskie przemówienia, wcale nikomu nie przeszkadza".
Autor artykułu przypomina, że Marsze Niepodległości są organizowane od 2009 r. – wtedy jeszcze przy udziale kilkuset uczestników, wyłącznie Polaków. Tymczasem liczba uczestników zwiększyła się do 100 tys. osób.
„To, że marsz ten odbywa się akurat w Warszawie jest paradoksalne z kilku powodów: Warszawa w roku 1945 leżała w gruzach, kraj był straumatyzowany przez Holocaust i wojnę. Polacy powinni być świadomi, dokąd może doprowadzić faszyzm i ekstremizm. Poza tym Polskę uznawało się jeszcze do niedawna za wzorzec europejskiej integracji. Polacy byli dumni z wejścia do NATO i w roku 2004 do Unii Europejskiej. Żaden inny kraj Europy Wschodniej nie dokonał tak szybkiej i efektywnej transformacji od socjalizmu do kapitalizmu. Zdawało się, że demokratyczne instytucje są silne i stabilne.
Lecz najpóźniej od momentu, kiedy rządząca partia PiS przeforsowała reformę sądownictwa, w Unii Europejskiej powszechne stały się obawy, że sytuacja rozwinie się podobnie jak na Węgrzech pod rządami Viktora Orbana. Do tego dochodzi jeszcze ksenofobia".