Czy Komisja Europejska rozpocznie „trzecią wojnę światową", jeśli środki dla Polski zostaną wstrzymane – jak powiedział premier Mateusz Morawiecki w rozmowie z „Financial Times"?
Dziwi mnie używanie takiego języka w stosunku do partnerów i instytucji UE. Straszenie trzecią wojną światową zastępuje argumenty i ma na celu odwołanie się do emocji oraz stworzenie wrażenia, że polski premier jest tak zdeterminowany, że nawet wojny się nie boi i przeciwstawi się żądaniom ze strony UE kierowanym pod adresem polskiego wymiaru sprawiedliwości. To fragment szerszej taktyki rządu, podobnie jak nieszczęsne spotkanie premiera z Marine Le Pen – nieszczęsne, ponieważ w normalnej polityce takie spotkanie nie miałoby się prawa odbyć. Premier chce stworzyć wrażenie i przestraszyć kraje i instytucje UE, że jest tak zdeterminowany, że dogaduje się z wrogami Unii, straszy wojną i jest gotów iść w straceńczy bój. Ale prawda jest trochę inna – on to robi po to, aby zmiękczyć instytucje europejskie i zachęcić je do daleko idącego kompromisu. Myślę, że na zapleczu KPRM już mają uszytą białą flagę i poddadzą się, chyba że są kompletnymi wariatami i zlekceważą potrzebę dostania tak wielkich funduszy. Rząd zakłada, że wystarczy likwidacja Izby Dyscyplinarnej, aby sprawa była załatwiona. Ta strategia częściowo zyskuje efekt, bo z wystąpienia Angeli Merkel wnioskuję, że jest grupa ważnych i liczących się państw UE, która chętnie zawarłaby nawet koślawy kompromis, byle można było powiedzieć, że UE zachowała wewnętrzną spoistość.