O pełniącym obowiązki szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego z nadania rządu Tuska niewiele słychać w mediach. Unika dziennikarzy, wylewni nie są też liderzy PO. Wystrzegają się oceny Krzysztofa Bondaryka. Od rozmowy uciekają nawet jego byli współpracownicy z MSW i znajomi z Białegostoku, skąd pochodzi.

– To skromny człowiek. Nigdy nie chciał być gwiazdą mediów, nie szukał popularności. Bardzo cenna osoba – opisuje polityk PO, nazywając siebie „niemalże przyjacielem” Bondaryka. – On może być prawdziwą bombą tego rządu. Problem w tym, że nie wiadomo, czy polegną ci, których będzie ścigał, czy on sam. Niewątpliwie ma wszystkie cechy dobrego szefa służb, ale zbyt wiele tajemniczych spraw się za nim ciągnie – mówi znany parlamentarzysta PiS. Dobrzy znajomi szefa ABW twierdzą, że już na studiach na początku lat 80. miał wszystkie cechy porządnego państwowca. Był wtedy oskarżony m.in. o kolportowanie „Biuletynu Informacyjnego »Solidarności«”. Proces 21 białostockich studentów był pierwszym sprawdzianem jego charakteru. Współoskarżony w sprawie Andrzej Chwalibóg tak go zapamiętał: – Krzysio zawsze był skupiony, małomówny. Typowy racjonalista. I już wtedy wydawał się być dojrzalszy od wielu z nas. Na procesie zachowywał niespotykany wręcz spokój. Dzięki temu to on panował nad sytuacją, a nie sytuacja nad nim. I to mu chyba od tamtej pory zostało.W 1990 roku trafił do białostockiej delegatury tworzonego właśnie Urzędu Ochrony Państwa.

– To była dla niego naturalna droga – mówi poseł Robert Tyszkiewicz, lider PO w Białymstoku. – Nigdy nie miał ambicji politycznych, zawsze przyjmował rolę służebną. Bondarykowi ufało pięciu kolejnych szefów UOP. Ale po sześciu latach zawiódł przełożonych. Jak doniosły media, ówczesny szef MSW Zbigniew Siemiątkowski uczynił go odpowiedzialnym za przeciek do mediów rozkazu o monitorowaniu sytuacji w wielkich zakładach pracy. – Odszedłem na własną prośbę, miałem inne plany zawodowe – broni się szef ABW. Do MSW jednak wrócił. I został wiceministrem, jak często mówiono, szarą eminencją resortu, którym kierował Janusz Tomaszewski.Sztandarowym pomysłem Bondaryka było stworzenie Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej, które miało koordynować prace służb rozpracowujących przestępczość zorganizowaną. Bondaryk chciał, by centrum z bazą danych podlegało właśnie jemu. Jednak zagrożenie, że miałby dostęp do zbyt wielu informacji, spowodowało, iż projekt upadł. Znów głośno zrobiło się o nim w sierpniu 1999 roku po publikacji „Gazety Wyborczej”, w której pojawiły się zarzuty, że ministerstwo gromadzi informacje z archiwów służb PRL. Chodziło m.in. o materiały dotyczące skłonności homoseksualnych działaczy opozycji demokratycznej. Bondaryk zaprzeczał, ale nie uchroniło go to przed odwołaniem. O kopiowanie danych posądzano go także, kiedy pracował dla Polskiej Telefonii Cyfrowej. Śledztwo w tej sprawie wszczęto po anonimie, jaki trafił do ABW. Trwa ono już dwa lata, ale nikomu nie postawiono zarzutów. Bondaryk był przesłuchiwany jako świadek. – Moja wiarygodność w zakresie dotyczącym informacji niejawnych była wielokrotnie weryfikowana w postępowaniach sprawdzających prowadzonych przez UOP i ABW – tłumaczy Bondaryk. A poseł Tyszkiewicz przekonuje: – Doszukiwanie się kontrowersji w jego życiorysie to zwykłe dorabianie mu gęby.Jeden z posłów PiS zauważa kolei, że piętą achillesową Bondaryka może się okazać jego bliska znajomość z Wojciechem Brochwiczem (awuesowski wiceminister, współtwórca jednostki GROM, a ostatnio obrońca Janusza Kaczmarka, byłego szefa MSWiA zamieszanego w przeciek w sprawie akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa). To on rekomendował go Andrzejowi Milczanowskiemu do pracy w UOP, a potem ściągnął do MSW. – Stanowią niebezpieczny duet – mówi.

Bondaryk: – Znam go prywatnie od kilkunastu lat. Nie będzie to miało wpływu na decyzje podejmowane w ABW.Po decyzji Donalda Tuska o powierzeniu Bondarykowi szefostwa ABW nawet marszałek Sejmu Bronisław Komorowski (PO) wstrzemięźliwie oceniał jego przeszłość. – Nie znam tych spraw, staram się od nich trzymać jak najdalej. Nie jestem od oceny ludzi ani faktów.

Krzysztof Bondaryk - Moja wiarygodność dotycząca informacji niejawnych była weryfikowana przez UOP i ABW