W tym wniosku roi się od błędów. Trudno mi uwierzyć, że są przypadkowe – mówi „Rz” były minister sprawiedliwości. Zapowiada, że manipulacje i niedociągnięcia wykaże podczas posiedzenia Sejmu, który najprawdopodobniej jutro będzie debatował nad wnioskiem prokuratury o uchylenie mu immunitetu.
Płoccy śledczy twierdzą, że Zbigniew Ziobro złamał prawo, udostępniając w 2006 r. akta sprawy paliwowej prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu. Chcą mu zarzucić przekroczenie uprawnień, ujawnienie tajemnicy służbowej i naruszenie ustawy o ochronie danych osobowych.
Ziobro twierdzi, że zarzuty są bezpodstawne. – Autorzy wniosku powołują się na uchwały Sądu Najwyższego, które odnoszą się do innych sytuacji, i fałszywie przedstawiają komentarze do przepisów. Wprowadzają posłów w błąd, chcąc ich przekonać co do zasadności stawianych mi zarzutów – mówi „Rz” były minister.
Chybiony – jego zdaniem – jest zarzut udostępnienia danych osobowych osobie nieuprawnionej. – Z tym przestępstwem mamy do czynienia wtedy, kiedy udostępni się te dane więcej niż jednej osobie, a to nie miało miejsca – wylicza.
Płoccy śledczy twierdzą też, że udostępnił akta, choć Kaczyński nie złożył wymaganego wniosku. Powołują się przy tym na komentarz sędziego Sądu Najwyższego. – To manipulacja, w komentarzu nie ma o tym mowy – uważa Ziobro. – W dodatku nie można mi stawiać jednocześnie zarzutu przekroczenia uprawnień i ujawnienia tajemnicy. Tych dwóch przepisów nie wolno łączyć, o czym napisali w komentarzu profesorowie Zoll i Ćwiąkalski.