Saakaszwili promował spotkanie w mediach społecznościowych od kilku tygodni pod hasłem "Razem w domu". Wskazywał przy tym, że zachodzi pilna potrzeba ocalenia Gruzji i wezwał imigrantów z tego kraju na spotkanie, prezentowane niczym jeden z etapów trasy koncertowej po Europie.
Spotkanie miało się rozpocząć w niedzielę o godz. 17.00 czasu lokalnego, ale musiało zostać opóźnione o godzinę z powodu zamieszania, jakie wybuchło między uczestnikami spotkania.
Mimo opóźnienia, były prezydent zwrócił się do publiczności, omawiając sytuację polityczną, społeczną i gospodarczą w Gruzji i przedstawił swoją wizję radzenia sobie z wyzwaniami i problemami trapiącymi Gruzję.
Saakaszwili uznał odebrania władzy Bidzinie Iwaniszwilemu - oraz koniec jego oligarchii - za jedyne rozwiązanie. - Oczywiście, wrócimy do Gruzji. Sytuacja nie jest dzisiaj dojrzała, ale w nadchodzących tygodniach i miesiącach powinniśmy się przygotować, ponieważ nie można tylko patrzeć stąd na zniszczenie naszego kraju - przemawiał.
Co ciekawe, gruzińskie media omówiły spotkanie - i incydent - w wyraźnie spolaryzowany sposób, w zależności od preferencji politycznych. Według Rustavi 2, która często nadaje wywiady z byłym prezydentem, służby bezpieczeństwa wysłały na spotkanie z Saakaszwilim "oddziały desantowe", których zadaniem miało być storpedowanie przemówienia. Incydent według stacji był "prowokacją". Z kolei nadawca publiczny oraz Imedi TV za najważniejsze uznały to, że "część emigrantów nie mogła wyrazić swojej opinii, a ci, którzy nie zgadzali się z Saakaszwilim, zostali zablokowani przed wejściem".