Wyrzucenie z PiS europosłów Zbigniewa Ziobry, Jacka Kurskiego i Tadeusza Cymańskiego wraz z grupą ich zwolenników nie zakończyło kryzysu w partii. W wyciszeniu nastrojów nie pomógł także list Jarosława Kaczyńskiego do regionalnych działaczy (pierwsze poinformowały o nim w niedzielę "Rz" i TVN 24). Kolejnym krokiem lidera jest odsunięcie w czasie wyborów władz okręgowych. A to z powodu możliwego zdominowania ich przez zwolenników Ziobry.
Jeszcze pod koniec października Joachim Brudziński, przewodniczący Komitetu Wykonawczego, zapowiadał, że najdalej w końcu roku we wszystkich okręgach PiS zostaną przeprowadzone wybory nowych władz. Taki jest wymóg statutowy (wybory miały być już w maju, gdy kończyła się czteroletnia kadencja regionalnych władz, ale z przyczyn technicznych przesunięto je w czasie). Same wybory miały wprowadzić demokratyczne procedury w PiS. Bo to nie prezes miał rekomendować nowych przewodniczących – ale wybierać ich mieli regionalni działacze.
W czwartek, jak pierwsza poinformowała PAP, władze partii zmieniły zdanie. Wybory okręgowych władz przesunięto o pół roku. A Jarosław Kaczyński w okręgach powoła swoich pełnomocników.
– Mogę potwierdzić tylko, że na pewno nie będzie takich wyborów w PiS w tym roku. Co do terminu i powodów nie wolno mi się wypowiadać. Prezes przedstawi je w sobotę na zebraniu Rady Politycznej – mówi "Rz" jeden z zaufanych współpracowników Kaczyńskiego.
– Chodzi o wyciszenie sytuacji. Nie możemy sobie pozwolić, by ziobryści przejęli część struktur. A takie ryzyko istnieje, bo po lokalnych wyborach zawsze są jacyś niezadowoleni – tłumaczy inny z członków władz PiS.