Po przedterminowych wyborach w Elblągu zarówno zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość, jak i przegrana Platforma szykują się do boju o Warszawę.
PiS wygraną Jerzego Wilka w Elblągu uznaje za wielki sukces. – Możemy osiągać nawet 50-procentowe poparcie w regionach, gdzie mieliśmy dotychczas słabsze notowania – triumfował Jarosław Kaczyński, odwołując się do faktu, że Elblągiem przez ostatnie dwie dekady rządził SLD, a potem Platforma.
Kandydat PiS Jerzy Wilk w II turze dostał 51,74 proc. głosów. Elżbieta Gelert (PO) – 48,26 proc. Dlatego lider PiS dziękował za głosy oddane na Wilka. – Chodzi o nasz twardy elektorat, jak i tych, którzy dotąd na PiS nie głosowali, ale zdecydowali się na to, bo chcą zmian w Elblągu. Sądzę, że tak samo może być także w wypadku Polski. To znaczy, że ci, którzy będą chcieli zmian w Polsce, będą na nas głosowali.
A rzecznik PiS Adam Hofman mówił buńczucznie w radiu TOK FM: – Powiem Donaldowi Tuskowi, żeby się wykąpał w Wiśle, bo idziemy po Hannę Gronkiewicz-Waltz. Zwycięstwo w Elblągu to dopiero pierwszy krok w marszu.
Platforma przekonuje, że choć przegrała w Elblągu, nie poniosła klęski. – To nie jest dotkliwa porażka, jak nam przepowiadano – mówi „Rz” Ireneusz Raś, szef małopolskiej PO. – Potrafiliśmy się zmobilizować i walczyć do końca. Wygralibyśmy, gdyby frekwencja była nieco wyższa.