Państwo to nie Platforma Obywatelska

Trudno zrozumieć, dlaczego premier dużego kraju, który boryka się z kryzysem gospodarczym, gros swej energii poświęca na gnębienie swojego politycznego konkurenta.

Publikacja: 04.11.2013 07:00

Państwo to nie Platforma Obywatelska

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Tak mówił lider opozycji Donald Tusk w 2006 r., gdy wiceprezes rządzącego PiS Adam Lipiński dał się nagrać na negocjowaniu z posłanką Renatą Beger jej odejścia z Samoobrony: – To nie jest rozmowa o tym, kto kogo kaptował. To korupcja, próby przekupywania posłów, zaangażowanie w ten haniebny proceder najwyższych urzędników państwowych. Rząd stał się symbolem politycznej korupcji i nie może dalej rządzić.

W 2012 r., gdy kolejne taśmy pokazały przekręty działaczy PSL zatrudnionych na państwowym, premier grzmiał: – Najwyższy czas ustalić radykalne sposoby postępowania w takich sytuacjach. To moment, kiedy trzeba wrócić do koncepcji innego typu nominacji, jeśli chodzi o spółki Skarbu Państwa.

Premier Donald Tusk w roku 2013, po aferze taśmowej na Dolnym Śląsku: – (milczenie).

Zdaniem naszych rozmówców w szefostwie PO decyzje w sprawie afery premier miał w głowie, jeszcze zanim sprawą zajął się zarząd. A zatem – zaakceptowanie pochodzących z grzechu korupcji owoców zjazdu na Dolnym Śląsku i ukaranie wszystkich działaczy, którzy nagrali się na „taśmach prawdy". Jest oczywiste, że jeśli karze się i tych, którzy składali korupcyjne propozycje, i tych, którzy ich nagrali, to żaden działacz, który posiada jakiekolwiek taśmy, nie odważy się ich upublicznić. O to chodziło. To dobre dla Platformy. Ale czy dobre dla Polski?

Niestety, premier coraz częściej myli interes partii z interesem kraju. Dlatego dolnośląską aferę zamiótł pod dywan.

Nie postąpiłby tak premier z lat minionych. Przykładem afera hazardowa z jesieni 2009 r. Wtedy zdecydował się na wyrzucenie połowy rządu, w tym Grzegorza Schetyny, i powołanie komisji śledczej, choć nie wiedział, jak bardzo osłabi to Platformę i jego.

Zamiatając „aferę taśmową", Tusk zrobił pierwszy wyraźny wyłom w swych głoszonych publicznie zasadach dotyczących przejrzystości życia publicznego. Wszystko po to, aby chronić partię. Partię, a nie Polskę.

Platforma nie okazała się  partią wewnętrznie demokratyczną. Wybory regionalne pokazały, że jest co najwyżej partią demokracji sterowanej, a może nawet udawanej.

Ciemne chmury nad Schetyną

Niemal wszystkie rezultaty były wcześniej ustawione przez regionalne kliki. Część regionalnych liderów okazała się kacykami, którzy w drodze po władzę sięgają po niemal gangsterskie metody. W co drugim regionie podczas wyborów dochodziło do nieprawidłowości – czasem było to „pompowanie kół",  czasem walka na haki i przecieki do mediów. W wielu regionach wybory były jednym wielkim handlem głosami, kupowaniem delegatów za mierzone w konkretnym pieniądzu materialne fanty.

Dolnośląskie taśmy to najbardziej widowiskowy przykład, ale równie bulwersujące rzeczy działy się choćby po sąsiedzku, w Lubuskiem. Posłanka PO Bożena Sławiak oskarżyła szefową regionu Bożennę Bukiewicz o to, że jej zwolennicy przekupywali partyjnych kolegów działkami należącymi do Agencji Nieruchomości Rolnych. Zarząd krajowy PO – a więc de facto premier – przeszedł nad tym do porządku dziennego.

Nie, Schetyna nie jest święty. To on wniósł jako swe wiano do partii technikę „pompowania kół". Jest jej prekursorem, testował ją już w Unii Wolności.

To on – jak to określił kiedyś Jarosław Gowin – wniósł do PO „klimat załatwiactwa". Przez lata jako wszechpotężny sekretarz generalny, a potem także wicepremier i szef MSWiA budował swe wpływy, dzieląc stołki.

Tyle że aby pobić Schetynę, Tusk wsparł ludzi, którzy robili dokładnie to samo. Bo zwolennicy Tuskowego kandydata na Dolnym Śląsku tak właśnie robili: dopisywali na partyjne listy martwe dusze i kupczyli stanowiskami. Dlatego zostali nagrani przez ludzi Schetyny.

Premier od czterech lat prowadzi starannie zaplanowane polowanie z nagonką na Schetynę. Pozbawił go kolejno wszystkich możliwych stanowisk – wicepremiera i szefa MSWiA, sekretarza generalnego partii, marszałka Sejmu. Usuwając go kilka dni temu z fotela szefa dolnośląskiej Platformy, ma już go na muszce i może dobić w każdej chwili. Trudno zakładać, że Schetyna się obroni.

Niebywałe jest jednak to, że premier Donald Tusk od kilku lat gros swej energii poświęca właśnie na gnębienie Schetyny. Niewiele jest rządowych projektów, w które osobiście angażuje się w porównywalnej skali. Pytanie tylko, co ma z tych porachunków Polska. Przecież sondaże PO i rządu nie lecą na łeb na szyję z powodu Schetyny, tylko z powodu jakości rządzenia gabinetu Tuska. Problem Schetyny polega jednak na tym, że to jego premier uważa za jedynego w tej chwili polityka, który jest w stanie odebrać mu władzę.

Tak mówił lider opozycji Donald Tusk w 2006 r., gdy wiceprezes rządzącego PiS Adam Lipiński dał się nagrać na negocjowaniu z posłanką Renatą Beger jej odejścia z Samoobrony: – To nie jest rozmowa o tym, kto kogo kaptował. To korupcja, próby przekupywania posłów, zaangażowanie w ten haniebny proceder najwyższych urzędników państwowych. Rząd stał się symbolem politycznej korupcji i nie może dalej rządzić.

Pozostało 91% artykułu
Polityka
Hołownia: Polskie zaangażowanie na Ukrainie tylko pod parasolem NATO
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Wybory prezydenckie. Sondaż: Kandydat Konfederacji goni czołówkę, Hołownia poza podium
Polityka
Prof. Rafał Chwedoruk: Na konflikcie o TVN i Polsat najbardziej zyska prawica
Polityka
Pablo Morales nie zaszkodził PO. PKW nie zakwestionowała wydatków na rzecz internauty
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Polityka
Były szef RARS ma jednak szansę na list żelazny. Sąd podważa sprzeciw prokuratora