Sejmowe wystąpienie Ewy Kopacz wzbudziło mieszane reakcje wśród komentujących je polityków i publicystów. Zdaniem większości, pod względem wizerunkowym Kopacz wypadła zdecydowanie lepiej niż podczas konferencji prasowej, na której przedstawiła skład swojego rządu. Dużo większe kontrowersje wywołała natomiast sama treść przemówienia Kopacz i złożone przez nią obietnice, których w 44-minutowej wypowiedzi było prawie trzydzieści.
Właśnie ten aspekt chętnie krytykowali politycy opozycji. Krzysztof Szczerski z PiS zwrócił uwagę, że większość zapowiedzi Kopacz dotyczyła nie obecnej, lecz potencjalnej, przyszłej kadencji jej rządu.
- To było exposé na 2016 r. Ewa Kopacz naobiecywała rzeczy, których nie wprowadzi bo skończy się jej kadencja. Wydała wojnę batonikom w szkolnych sklepikach w klimacie samorządu szkolnego - wymieniał Szczerski w wypowiedzi dla portalu niezalezna.pl - Po za tym to był cały ciąg oskarżeń wobec rządu Donalda Tuska, o to że nie wyrobił się z realizacją swoich zamierzeń - dodał.
W podobnym tonie wypowiedział się także rzecznik SLD Dariusz Joński.
"Jak słucham Premier Kopacz to zastanawiam się co robił jej poprzednik.Po tym przemówieniu juz wiemy- nic!" - komentował na Twitterze na gorąco. Na swoim blogu dodał, zaś, że wystąpienie Kopacz było w istocie obietnicą wyborczą, mającą przekonać elektorat do zagłosowania na Platformę Obywatelską w przyszłorocznych wyborach. "Pani Premier Kopacz chciała dzisiejszym wystąpieniem kupić zniecierpliwiony i rozczarowany rządami Platformy elektorat . Ewa Kopacz obiecała więc dzisiaj wszystko, co tylko można było" - pisze Joński. I dodaje: "Pani Premier zapomniała chyba jednak, że będzie kierować pracami rządu przez najbliższy rok, a nie czteroletnią kadencję"