Mieliśmy już efekt Tuska czyli skokowy wzrost poparcia dla PO po tym jak polski premier został wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej. Później był efekt Kopacz czyli poprawa notowań rządu po tym jak na jego czele stanęła marszałek Sejmu Ewa Kopacz, a teraz mamy efekt Radosława Sikorskiego. Tak przynajmniej dowiadujemy się z Gazety Wyborczej, w której czytamy, że „PO boi się efektu Sikorskiego". Tym razem ma to być efekt negatywny, wywołany zamorskim gadulstwem byłego ministra spraw zagranicznych. Działacze PO podobną martwią się, że ten ostatni efekt wykasuje to co partia zyskała dzięki dwóm poprzednim efektom. Ale w polityce jest jak w kinie - bez huśtawki nastrojów nie ma uwagi widza. I tym powinni pocieszać się politycy Platformy.

O efekcie Sikorskiego można też przeczytać w Fakcie, który w tekście „Tak kłamał Sikorski" opisuje perypetie marszałka Sejmu. Fakt zdradza też czytelnikom dlaczego dlaczego drugi bohater afery czyli Donald Tusk nie zabrał głosu w sprawie, które bezpośrednio go dotyczy. Podobno zaszył się w jednej z rządowych willi, uczy się języka, w wolnych chwilach leniuchuje i nie ma najmniejszej ochoty wikłać się w krajową politykę.

Sporo emocji jest też na arenie zagranicznej. W Rzeczpospolitej można przeczytać o personalnych puzzlach, które właśnie ułożył nowy szef Komisji Europejskiej Jean-Claud Juncker. Sądząc z tekstu Anny Słojewskiej było to zadanie niezwykle karkołomne, bo trzeba było wziąć pod uwagę nie tylko narodowość komisarzy, ich przynależność do frakcji politycznej ale i takie niuanse jak ewentualne powiązania z biznesem czy nadmierny liberalizm, a nawet wzajemne sympatie.

Z kolei polskie samorządy stronią od większych emocji o czym również informuje Rzeczpospolita. Jak się okazuje w co dziesiątej gminie do wyborów zgłosił się tylko jeden kandydat na wójta czy burmistrza. Z reguły ten, który aktualnie sprawuje tę funkcję. W tej sytuacji wybory nie mogą być specjalnie emocjonującą, bo wynik z góry jest przesądzony. Lokalni włodarze tłumaczą tę sytuację na swoją korzyść – uważają, że rządzą tak dobrze, iż mieszkańcy nie odczuwają potrzeby zmiany gospodarza. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana, co wyjaśnia w tekście Jarosław Flis, znawca systemów wyborczych.

Dziennik Gazety Prawna skupia się zaś na emocjach towarzyszących nam w życiu codziennym. Już sam tytuł tekstu „Po studiach za kółko. Na rynku pracy nic do siebie nie psuje" mówi wiele o tym z jakimi emocjami spotykają się ludzie poszukujący pracy. Okazuje się, że w Polsce pracy szuka się najdłużej z całej Unii Europejskiej, bo ponad 13 miesięcy, a zdesperowani bezrobotni coraz częściej godzą się na każde warunki. No i po latach chlubienia się świetnie wyedukowaną młodzieżą okazało się, że nasza gospodarka nie jest w stanie wchłonąć wszystkich absolwentów wyższych uczelni. Przybywa więc magistrów za kółkiem i za sklepową ladą. Tyle, że do takiej pracy nie trzeba kończyć studiów.