Sytuację przybliża "Wprost", którego dziennikarka towarzyszyła urzędującej premier przez kilka dni. Tygodnik opisuje, jak zakończeniu pierwszej konferencji Radosława Sikorskiego, na której miał się wytłumaczyć z wywiadu dla amerykańskiego portalu Politico, w gabinecie Kopacz zapadła cisza. Po tym, jak marszałek odmówił odpowiedzi na pytania, odesłał do jego wywiadu dla jednego z portali, a w końcu otoczony przez Straż Marszałkowską uciekł przed dziennikarzami, nikt z towarzyszących wtedy premier nie był w stanie wydusić z siebie słowa.
- Dobrze, że nie mam go w rządzie - stwierdziła po dłuższej chwili Kopacz. Z relacji "Wprost" wynika, że premier była oburzona i zdenerwowana. Zrozumieć zachowania Sikorskiego i otoczenia się przez niego kordonem Straży Marszałkowskiej nie byli w stanie zrozumieć ani Kopacz, ani Grzegorz Schetyna, którzy sami pełnili funkcję marszałka w przeszłości.
Ostatecznie jednak, już wtedy obecni w gabinecie mieli podjąć decyzję, że Sikorski zachowa swoje stanowisko. Uznali, że jego dymisja jedynie nadała by sprawie wyższą rangę.