Na początku marca, po 100 dniach rządu PiS, Polska ma wyglądać tak: rodziny dostają po 500 zł na dziecko, kwota wolna od podatku została podniesiona do 8 tys. zł, wiek emerytalny jest już obniżony do 60 dla kobiet, 65 dla mężczyzn, pracuje się za co najmniej 12 zł za godzinę (co również oznacza podniesienie płacy minimalnej), a seniorzy powyżej 75. roku życia dostają darmowe leki.
Premier Beata Szydło powtórzyła w swym exposé wszystkie główne obietnice PiS z kampanii prezydenckiej i parlamentarnej. Była w tym wyjątkowo konkretna, właśnie dlatego, że podała jasne i bliskie terminy ich realizacji. Żaden dotychczasowy premier, wygłaszając exposé, nie był tak precyzyjny, wszyscy bowiem zdawali sobie sprawę, że z części obietnic wyborczych będą musieli zrezygnować.
Dlatego Szydło należy pochwalić za to, że chce dać wyborcom to, co obiecała. W polityce należy doceniać uczciwość wobec obywateli. PiS było oskarżane o to, że obiecało w kampanii wszystkim wszystko, by wygrać i obietnice porzucić. Teraz okazuje się, że był to zarzut niesłuszny.
Wizja przedstawiona przez Szydło to państwo maksymalnie opiekuńcze, by nie rzec: macierzyńskie. – Deklarowana przez PiS dobra zmiana dokona się, gdy jak największa liczba Polaków będzie mogła korzystać z owoców rozwoju – mówiła pani premier.
Pod skrzydłami Beaty Szydło znajdzie się miejsce dla wszystkich – tych, którzy potrzebują tanich mieszkań, bezpłatnych przedszkoli, większych emerytur, a nawet niższego CIT (15 proc.) dla swego małego biznesu i wyższych dopłat rolnych, porównywalnych do tych w innych krajach starej UE.
Jeszcze nigdy żaden premier nie przedstawił wizji wprowadzenia tak szybko tak fundamentalnych dla państwa i obywateli zmian. I to w kierunku rozdawania pieniędzy.