Anna Słojewska z Brukseli
– Dyskusja o przyszłości Europy nie może zostać zawłaszczona przez Grupę Wyszehradzką – powiedział Aleksis Cipras w wywiadzie dla francuskiego dziennika „Le Monde". Premierowi Grecji nie podoba się silny blok tworzony przez Polskę, Węgry, Czechy i Słowację, które chcą osłabienia instytucji unijnych i przekazania z powrotem części kompetencji rządom narodowym. Zaprosił więc w ostatni piątek przywódców krajów południowej Europy na miniszczyt do Aten, żeby przygotować wspólny front przed zaplanowanym na 16 września szczytem 27 (bez Wielkiej Brytanii) państw UE poświęconym debacie o tym, co po Brexicie. Do stolicy Grecji zjechali przedstawiciele Francji, Włoch, Hiszpanii, Portugalii, Cypru i Malty.
W jednym te siedem państw jest wyjątkowo zgodnych: Unia powinna złagodzić dyscyplinę budżetową, co miałoby pobudzić inwestycje i zwiększyć zatrudnienie. Aż pięć krajów z tej grupy dostało pomoc od strefy euro ratującą je przed bankructwem (Grecja, Portugalia, Cypr i Malta) lub przed kryzysem bankowym (Hiszpania). Przy czym Grecja, Hiszpania i Portugalia mają problem ze realizowaniem reform i dokonywaniem oszczędności budżetowych. Z kolei Francja i Włochy są w sporze z Brukselą, bo nie dość szybko ograniczają zadłużenie państwa.
Wszystkim im zależałoby więc na tym, żeby reguły budżetowe nagiąć, a pieniądze dawać na kredyt. Ale wiele tych krajów łączy też presja migracyjna, bo to południe Europy jest dla imigrantów z Afryki bramą wjazdową do UE. – To nasze kraje poniosły w ostatnich latach nieproporcjonalny ciężar kryzys gospodarczego i są na pierwszej linii fali migracyjnej – mówił Cipras. A prezydent Francois Hollande zapowiedział, że grupa krajów Południa zgłosi w Bratysławie wspólną inicjatywę pobudzenia wzrostu i inwestycji.
Uczestniczący w spotkaniu politycy przekonywali, że ich inicjatywa nie jest konfrontacyjna i nie chcą dzielenia Europy. Ale dwie sprawy, które ich jednoczą, to dziś jednocześnie dwie główne, choć ułożone w rożnych kierunkach, linie podziału w Europie.