A nie masz czasem ochoty wypłacić temu światu „mentalnego liścia"?
Tak, ponieważ nie lubię, gdy ktoś próbuje zrobić ze mnie idiotę. Jest to obrona konieczna. Nie mówię, że ten mentalny liść jest wypłacany z perspektywy wyższości. Sam wielokrotnie takie liście przyjmowałem. One były zresztą bardzo odświeżające. Jeśli chodzi o mentalne liście – nadstawiam drugi policzek. W świecie, który staje się jedną wielką autoprezentacją, takie klaśnięcie jedną ręką w stylu zen pozwalają wrócić na ziemię.
Dorota Masłowska narzekała kiedyś na to, że ludzie w internecie poświęcają sobie samym tyle czasu, i było to o tyle zabawne, że robiła to w wywiadzie rzece z samą sobą. Może nie ma co tego wszystkiego krytykować, bo część ludzi zyskała płaszczyznę, na której może komunikować ważne dla siebie treści.
Ale ja nie oceniam, staram się tylko opisywać pewne mechanizmy. Każdy żyje na swój sposób. Po prostu reprezentuję grupę zawodową zainteresowaną autentyczną twórczością. Fakt, że szeroka publiczność zwykle wybiera rozwiązania łatwe i przyjemne, nie znaczy, że tylko takie należy jej podsuwać. To jest myślenie stricte sprzedażowe, a że żyjemy w kulturze kapitalistycznej, jest ono dominujące. Myślę, że większa harmonia między rozrywką a refleksją wyszłaby nam na zdrowie.
Tymczasem idzie to wszystko torem wytyczonym przez hasło reklamowe jednej z rozgłośni radiowych: tylko wielkie przeboje!
To paradoks, że zachodnia kultura, która otwarcie promuje indywidualizm, jednocześnie prowadzi do dyktatury hitów. Gdy słuchasz tego, co wszyscy, odcinasz sobie możliwości nowych doznań. Życie jest niesamowicie bujne w swej różnorodności, jednak ciężko przełamać w sobie ten opór przed doświadczaniem nowego, a co gorsza – obcego.
To porozmawiajmy teraz jak człowiek związany z Toruniem z człowiekiem związanym z Bydgoszczą. Czemu siedzisz w tym gorszym mieście?
Że niby to miasto gorszego sortu? To zabrzmi banalnie, ale mam wielki sentyment do Bydgoszczy. Kiedy byłeś tu ostatni raz?
Staram się unikać. Dziesięć lat temu spędziłem wieczór na dworcu PKS w Bydgoszczy. Czułem się, jakbym trafił do jądra ciemności.
To zachęcam, bo Bydgoszcz od lat nabiera wiatru w żagle. Wiesz, że przed wojną nazywano to miasto małym Berlinem? Można sobie żartować, ale piękne secesyjne kamienice, Wyspa Młyńska czy bydgoski szlak wodny przyciągają coraz więcej turystów. Oczywiście jest jeszcze wiele do zrobienia, ale pozytywne zmiany widać gołym okiem.
W takim razie wpadnę.
Bydgoszcz długo traktowana była jako miasto niewykorzystanego potencjału. Interesowało mnie to, bo ja też zawsze czułem się człowiekiem, który ma pewne zdolności, ale w jakiś sposób nie potrafi się przebić. Trapiło mnie, czemu tak się dzieje, jakie względy o tym decydują. A trzeba po prostu wziąć się do pracy i mieć świadomość, że duże zmiany wymagają czasu.
I jakie plany ma alternatywny raper? Co tu można jeszcze zrobić?
W zeszłym roku pracowałem podwójnie, po to, by zrobić sobie pół roku urlopu tacierzyńskiego, gdy urodzi mi się dziecko. Teraz chcę przede wszystkim cieszyć się pierwszymi miesiącami życia mojej córki. W zapasie mam świeżo nagraną płytę mojego macierzystego zespołu B.O.K, w którym gramy w instrumentalnym, ośmioosobowym składzie. Mam też mnóstwo rozproszonych notatek, myśli, cytatów i wielką potrzebę, by to wszystko zebrać i wyciągnąć jakieś dostateczne, bo przecież nie ostateczne, wnioski. Mam świadomość, że odbieram świat jedynie fragmentarycznie, i kiedy zapytałeś o wywiad, to pomyślałem, że może być ciężko. Nie mam porządnego, uzbrojonego w argumenty światopoglądu, ale raczej taki trochę impresjonistyczny świato-ogląd.
To nie będę pytał, czy jesteś za PiS, czy za PO.
Żyjemy w rzeczywistości zmanipulowanej. Tematy z pierwszych stron gazet przemijają, ale niesmak pozostaje. Katastrofa czy zamach, reprywatyzacja czy przekręt, kornik czy wycinka. Kiedy po czasie fakty wychodzą na jaw, człowiek po prostu czuje się głupio, że tak mało wiedział, choć starał się być na bieżąco. Więc traci zaufanie i dystansuje się albo zamyka oczy i staje się fanatykiem. A kto ma dziś czas, żeby dogłębnie przeanalizować każdą kwestię?
A teraz świat wymaga reagowania od razu.
Ja nie jestem w stanie tego robić, a natychmiastowe reakcje są skazane na wiele błędów. Najśmieszniejsze jest to, że kiedy wyrabiam sobie już zdanie na jakiś temat, to on przestaje być aktualny. To jest straszne, bo chcemy tworzyć racjonalny świat, ale decyzje podejmujemy pod presją czasu i opinii publicznej. To szaleństwo.
W swoich zabawach lingwistycznych przypominasz Mirona Białoszewskiego. Może, tak jak w jego przypadku, receptą na problemy, o których mówisz, jest sztuka skupiona na codzienności. Napiszesz kawałek o dziecku i tym, jak się nim opiekujesz?
Niezmordowana powtarzalność codziennych czynności ma dla mnie kafkowski posmak. Próbowałem rozbroić go w utworze „Nie obrażaj się" i chyba trochę mi się udało. O dziecku napiszę na pewno. To dla mnie nowe, niezwykłe doświadczenie. Na razie więcej uczę się od mojej córki niż ona ode mnie. Obezwładnia mnie jej bezinteresowna radość i z uwagą obserwuję jej obcowanie ze światem bez pośrednictwa mediów. Jest za mała, żeby chwycić telefon.
To może długo nie potrwać, bo dzieci same chwytają za gadżety. Nie umieją jeszcze mówić, a już potrafią scrollować.
Wiem, że to nieuniknione, i totalne izolowanie dziecka od technologii byłoby rodzicielską fanaberią. Ale myślę o tym, jak ten obrazkowy kalejdoskop wpłynie na jej percepcję, na umiejętności poznawcze, na zdolność koncentracji. Boję się, że pewne sposoby opisu i odbioru świata przestaną mieć w przyszłości rację bytu. Dlatego przede wszystkim chciałbym inwestować w jej wrażliwość i wyobraźnię, które sprawiają, że życie samo w sobie staje się niesamowitą wartością i niemalże nieskończonym zasobem estetycznych doznań. I do tego kompletnie darmowych!
—rozmawiał Piotr Witwicki, dziennikarz Polsat News
Jarosław Jaruszewski, ur. 1984 w Bydgoszczy. Członek hiphopowej grupy B.O.K. Ostatnio wspólnie z Radexem nagrał płytę „Wilczy humor".
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95