Najwyraźniej. Lewica bardzo wielu rzeczy nie czuje. Chciałaby reprezentować tę wspólnotę polityczną, ale zbyt często się jej wstydzi i nią brzydzi. O Boże, o Boże. Co też sobie o nas w Europie pomyślą, jak zobaczą, że u nas w wioskach ludzie ciągle chodzą na niedzielną mszę? A co w tym takiego strasznego, że chodzą? To są nasi ludzie. To dla nich powinniście robić politykę.
Lewica będzie grać swoimi kartami, jak zacznie się porozumiewać z PiS?
Czy ja mówię: „Lewico, weź z PiS ślub i kredyt hipoteczny?". Nie! Ja się zastanawiam, czy lewicy nie byłoby lepiej, gdyby wyszła z tego patologicznego związku z liberałami, w którym od lat tkwi. Ja stawiam pytanie o niezależność. Mówię o tym, żeby sobie poflirtować z jednym i z drugim. Przestać być taką ugrzecznioną, przewidywalną do bólu lewicą przystawkową. Wiem, że to myślowy eksperyment. Ale popatrz na tę szklankę. Można po raz tysięczny opisać, jak wygląda. Ale można się też zastanowić, czy jak ją odwrócę (Woś odwraca szklankę, wylewają się resztki wody), to nie będzie mogła służyć jako, powiedzmy, podpórka pod komórkę. Inny punkt widzenia się otwiera.
Zrobiłeś właśnie konstrukcję, która w dalszej perspektywie skończy się tym, że szklanka się stłucze, a telefon spadnie.
No, może. Nie wszystkich da się przekonać. Wielu innowatorów słyszało na początku, że ich konstrukcje są wydumane. Po co te eksperymenty z automobilami, skoro można jeździć na koniach?
Jako publicysta masz walczyć o demokrację czy opisywać, co się dzieje?
Każdy w zgodzie z własnym sumieniem. Czy ja rozwiązałem ostatnio jakiś niepasujący do mojej koncepcji dział opinii? Albo zerwałem kontakty z myślącymi inaczej niż ja? Nie. Jak ktoś chce bronić demokracji albo tylko opisywać bez myślowych eksperymentów, to proszę bardzo. Ja się nie gniewam. Jedyne, czego się domagam, to wzajemność. Uszanujcie również mój punkt widzenia. Wolność to zawsze wolność inaczej myślącego. Nie można twierdzić, że się walczy o wolność słowa czy demokrację, a w tym samym czasie wyciszać niewygodne głosy. Przecież to podmywa wiarygodność samego przekazu o obronie demokracji. Nawet dziecko zada wtedy pytanie: czy wy przypadkiem pod hasłem obrony demokracji nie rozumiecie wyłącznie chęci powrotu do wygodnego dla was status quo ante? A demokracja to takie narzędzie, do którego wcale nie jesteście jakoś szczególnie przywiązani?
Ale oni są niewiarygodni przez to, co robili, czy przez złą definicję sytuacji?
To kuszące dla liberała postawienie sprawy. On odpowie, że ludzie nie mają dostępu do informacji, bo są ofiarami pisowskiej propagandy. Nie wiem, skąd przekonanie, że ludzie nie mają właściwego obrazu rzeczywistości. Elity wykonują gesty, które mogą świadczyć, że znajdują się w stanie agonii. Pochodzę z Polski prowincjonalnej i – uwaga, uwaga – tam też się dyskutuje o polityce. A ludzie się troszczą o rzeczy wspólne wcale nie gorzej niż elity. Może robią wokół tego mniej szumu niż inteligencja. Mało tego, dopiero stając się częścią opiniotwórczych elit, zauważyłem ze zgrozą, że niektórzy nie podają komuś ręki, bo tamten ma inne poglądy polityczne. Dla mnie to jest odlot i nie bardzo chce mi się w tym uczestniczyć.
Żadnych manifestacyjnych ruchów w stronę Balcerowicza?
Uważam go za symbol niesprawiedliwych, nieefektywnych gospodarczo i demokratycznie wątpliwych przemian. Dwa albo trzy razy robiłem z nim wywiad. Na przycisku, ale z respektem. Na początku się godził, a potem już nie chciał. Nigdy mi jednak nie wpadło do głowy, by w ramach protestu przeciwko jego reformom odmówić wypicia kawy rozpuszczalnej, którą mi zrobił, albo nie podać ręki na pożegnanie.
A może teraz dziennikarze nie powinni być ciekawi świata, a publicyści nie powinni prowokować?
Wtedy będzie ładnie i spokojnie. Będzie tak, jak było. Komu to przeszkadzało?
Tobie.
W latach 60. w Niemczech Adenauer latami szedł z hasłem „Żadnych eksperymentów". Mam wrażenie, że polskim liberałom jest z tym konserwatywnym myśleniem bardzo po drodze.
Obóz liberalny w Polsce nie jest postępowy?
Nie jest. To konserwatyści. Każda poważna zmiana społeczna wywołuje w nich ogromny lęk.
Zachowawczy obóz liberalny?
Tak, a miejsce lewicy jest raczej wśród tych, którzy kontestują niesprawiedliwe status quo. Bronienie go jest dziwne. Taki chyba jest sens terminów „prawica" i „lewica". Jedni mówią: „żadnych eksperymentów", drudzy chcą zmieniać zastane status quo.
Obóz prawicowy jest postępowy?
Tak się w Polsce porobiło, że PiS jest dziś bardziej postępowy niż anty-PiS. Przynajmniej gdy się popatrzy na najważniejsze kwestie społeczno-gospodarcze. Bo wszystko inne to didaskalia. Te spory, czy „Kler" jest fajny albo czy Żołnierze Wyklęci byli bohaterami. Dla klas posiadających to idealna sytuacja, gdy ludzie się o to kłócą. I nie kwestionują tematów naprawdę poważnych: czyli tego, jak dzielić owoce wzrostu ekonomicznego.
Lewica się kłóci o te sprawy.
Tylko nie wiem po co. Można sobie wyobrazić grupę parlamentarzystów, którzy pracują nad rolą Kościoła w Polsce, ale jako uzupełnienie. Cóż ludziom z tego, że będą raz zrywać konkordat, a potem go znów podpisywać, jeśli nierówności społeczne będą rosły.
PiS zmienia status quo?
PiS w sprawach społecznych będzie tak społeczny, jak go do tego zmusi reszta sceny. Gdy w latach 2013–2015 dwa największe ugrupowania licytowały się na rozwiązania w kwestii państwa dobrobytu, to był świetny czas. Z tego można było robić progresywną politykę nawet bez lewicy. Co się stało w 2015? PiS odjechał swoim socjalnym blitzkriegiem, a opozycja zapomniała nawet o dorobku rządu Ewy Kopacz, która razem z Mateuszem Szczurkiem miała najlepsze pomysły socjalne. To była fajna, socjalliberalna partia w tamtym czasie, ale odeszła od swoich ideałów. Pomysł Schetyny jest inny. PiS więc popatrzył do tyłu i pomyślał: dlaczego mam dalej jechać? Będę sobie tutaj stał i punktował za to, że jestem ugrupowaniem najbardziej socjalnym.
I nie trzeba się go bać?
Gdyby polski lewicowiec pomnożył swoje obawy związane z Platformą przez trzy i podzielił te związane z PiS też przez trzy, toby było tak, jak to w rzeczywistości wygląda.
Piękny symetryzm.
No to zróbmy mnożenie przez dwa, żeby utrudnić zadanie hejterom symetryzmu. Sedno jest takie, że obie partie mogą być potencjalnym sojusznikiem. Ja nie bojkotuję nikogo, kto nie wyklucza sojuszu z Platformą, choć ta partia prywatyzowała szpitale w Polsce. Ale do robienia polityki jest potrzebna alternatywa. Inaczej lewica będzie zakładnikiem jednego gracza, co będzie jej zabierać podmiotowość. Na wieki wieków.
rozmawiał Piotr Witwicki (dziennikarz Polsat News)
Rafał Woś (ur. 1982), publicysta. Przez ostatnie trzy lata związany z tygodnikiem „Polityka". Autor książek „Dziecięca choroba liberalizmu" i „To nie jest kraj dla pracowników"
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95