Coś mnie jednak tknęło. Bo znając regularnego szmergla kolegów z „GW", gdyby Zalewska naprawdę to powiedziała, to rozdarliby szaty na pierwszej stronie, i to z udziałem Komisji Europejskiej oraz Światowej Organizacji Zdrowia (Psychicznego), a nie chowali gdzieś w środku. No i czemu tylko oni o tym piszą, nikt inny wzmożenia nie doznał? Zadzwoniłem do PAP, którego dziennikarka jako jedyna zdawkowo cytowała panią minister. Okazało się, że Zalewska rzuciła tylko, iż film jej się podobał, i wybiegła. Słyszała to dziennikarka „Wyborczej", która zadała wprawdzie pytanie o wycieczki szkolne, ale odpowiedzi nie usłyszała. Ona nie usłyszała, czytelnicy przeczytali, w końcu nie takie rzeczy się w gazetach zdarzają.
Ot, drobna historia klasycznego fake newsa, który umarł, zanim zrobił karierę. Przypomniało mnie się to teraz, karierę robią inne fejki, czasem tyleż komiczne, co cokolwiek niesmaczne. Ot, Poseł Profesor Pawłowicz przekonuje, że choć dwa lata starsza, to jednak ona jest liceum, a żona Macrona muzeum. By tego dowieść, wrzuca zdjęcie pomarszczonej francuskiej pierwszej damy w skąpym bikini. Pani Macron nawet podobna, nie powiem, tylko że to nie ona, ale to przecież detal, fotka poszła w świat. W sumie cieszyć się należy, że PP Pawłowicz oszczędziła nam zdjęcia swojego, choć w sumie może niepotrzebnie podpowiadam. Aha, oburzenia na naszą wielką parlamentarzystkę nie podzielam. „A jeśliby nawet rozum stracił, miej wyrozumiałość", że tak Syrachem pojadę.
Oczywiście, że lepiej, jeśli na fejki wojuje panna Pawłowiczówna z panią Macronową, rozumiem, że o chłopaka poszło, niż żeby izraelskie media dopatrywały się w Świdnicy zdewastowanych cmentarzy żydowskich. Bo to w sumie owszem prawda, ale nie w Świdnicy, tylko w Olkuszu i nie teraz, ale cztery lata temu. I moja osoba kpić tu sobie może, ale znowu, co z tego, że tę brednię w końcu zdementują, skoro raz w świat poszła?
W apogeum najnowszego kryzysu polsko-izraelskiego – no bo skoro to luty, to mamy awarię z Żydami – w każdym razie właśnie teraz w internetach sławę zaczęły zdobywać słowa Hanny Arendt, że o ile wśród Polaków kolaborantami hitlerowskimi były męty, szumowiny, element społeczny, o tyle wśród Żydów kolaborowała elita. Aha, ciekawe, tylko znów, czemu bez źródła? Kiedy czytam takie cytaty, przed oczyma stają mnie bowiem słowa Józefa Piłsudskiego: „Najbardziej na świecie irytują mnie cytaty ze znanych ludzi w internecie". Powiedział to, wiem, sam widziałem w sieci.
Okazało się jednak, że Arendt te słowa rzeczywiście powiedziała. To znaczy nie do końca, prawie powiedziała, bo wiecie, nie samochody, tylko rowery i nie rozdają, ale kradną. Poza tym wszystko się zgadza. Niestety, jeden półidiota – nigdy dość powtarzania, że na tytuł idioty trzeba sobie zasłużyć, poza tym rozdaje je Gogol, albo ten drugi na D. – w każdym razie jakiś półidiota wrzucił ten cytat do „Wiadomości". To i tak delikatnie, bo znając poetykę tych cyrkowców, spodziewałem się raczej informacji o tym, że żydowskim kolaborantem był dziadek Schetyny, który jakoś wtedy poznał dziadka Tuska, z którym wziął ślub w Holandii, gdzie żyliby długo i szczęśliwie, gdyby nie dziadek Chraboty.