Jeśli porównać jego popularność z polską sławą koszykarza Marcina Gortata czy hokeisty Mariusza Czerkawskiego, to jest żadna, bo dyscyplina, którą uprawiał – w Stanach uwielbiana, u nas wciąż pozostaje egzotyczna. Ale jest też drugi powód – Janikowski nigdy nie błyszczał w mediach, ani polskich, ani amerykańskich. Kiedy więc w wieku 41 lat ogłosił, że daje sobie spokój ze sportem, polskie gazety odnotowały to na ogół krótko, pod hasłem: nasz jedynak w NFL, zawodnik Oakland Raiders, zakończył karierę.
Wszystko zaczęło się w Wałbrzychu, w dzielnicy Podzamcze, choć niedalekiej od zamku Książ, to zbudowanej z wielkiej płyty. Sebastian był jedynym synem państwa Heleny i Henryka Janikowskich. Właściwie to powinien być piłkarzem, tak jak ojciec, napastnik Górnika Wałbrzych, Stali Mielec i Cracovii. Oraz reprezentacji Polski, w której zagrał trzy mecze podczas turnieju towarzyskiego w Japonii w 1981 r. Tata był naturalnie idolem Sebastiana, mieszkali z mamą tam, gdzie grał ojciec. Wrócili do Wałbrzycha, kiedy miał siedem lat. Kopał piłkę na boisku przy ulicy Grodzkiej. Boisko było niepozorne, nie opiekował się nim żaden klub, ale to właśnie tu pan Kazimierz Staszewski przez 35 lat organizował osiedlowe rozgrywki piłkarskie. Brali w nich udział między innymi Piotr Włodarczyk, później piłkarz między innymi Legii Warszawa i Krzysztof Ignaczak – siatkarz reprezentacji Polski. Oraz Sebastian Janikowski, który w wieku 14 lat kopnął piłkę tak mocno, że złamała słupek drewnianej bramki. Trener zachował sobie na pamiątkę jej fragment. Podczas derbów Wałbrzycha, kiedy Zagłębie grało z Koksochemią, Janikowski strzelił gola z 67 metrów. Żeby nie było wątpliwości – bramka nie była pusta, ani nie był to lob, tylko potężna bomba, której bramkarz nie potrafił obronić. Takich osiągnięć miał na koncie więcej. Najpierw był lewoskrzydłowym (to w tej lewej nodze miał piorunujące uderzenie) i w ataku strzelał mnóstwo bramek.
Ale sam strzał, nawet imponujący, to za mało, by dostać powołanie do juniorskiej reprezentacji Polski. Trener Jan Pieszko wspominał, że w 1993 r. robił dodatkową selekcję przed eliminacjami do mistrzostw Europy i ktoś z wałbrzyskiego OZPN zwrócił mu uwagę na Janikowskiego. Wałbrzyszanin wystąpił w reprezentacji podczas turnieju Europa Cup '93 w Krakowie, potem na turnieju na Węgrzech i w dwóch meczach z Austrią. Selekcjoner próbował go na lewej pomocy, ale okazał się zbyt mało ruchliwy. Oczywiście trenerowi pytanemu o Janikowskiego wiele lat później najbardziej utkwił w pamięci potężny strzał młodzieńca.
Kiedy Janikowski został gwiazdą National Football League (NFL), w Wałbrzychu mieli trochę żalu. Na wystawie dotyczącej miejscowego sportu znalazł się wycinek z lokalnej gazety. Tytuł: „Dżanikowski zachwyca Amerykanów". Owszem, Amerykanów zachwyca, ale czy pamięta o krajanach? W nielicznych wywiadach udzielanych polskim dziennikarzom, zapewniał, że tak. Ale w 2009 roku był w Polsce i nie znalazł czasu, by spotkać się ze starymi znajomymi. Czekał trener Kazimierz Staszewski, który wspominał, że ciągle przechowuje ten złamany słupek. Czekał trener juniorów Zagłębia Zbigniew Górecki. Na łamach miejskiego portalu wałbrzych.info można było przeczytać, że Janikowski nie chciał widzieć nikogo.
Trudne pożegnanie