Jako dziecko dużo czytałam w języku bułgarskim, wiele szkolnych lektur po raz pierwszy przeczytałam właśnie w tym języku, m.in. „Dzieci z Bullerbyn" i „Przypadki Robinsona Crusoe". Moja mama przywoziła też wiele bułgarskich książek i w ten sposób utrzymywałam kontakt z tym językiem.
Z bułgarskich nowości nie tak dawno przeczytałam „Fizykę smutku" Georgija Gospodinowa. W samej Bułgarii sprzedany nakład wyniósł ok. 3 mln egzemplarzy. Z tego wynika, że w każdym domu jest egzemplarz tej książki. To opowieść o Bułgarii, o jej duszy. Autor przywołuje m.in. mit o Minotaurze, czyli nieszczęśliwym dziecku, które przez swoją inność budzi strach. Kiedy zostaje uwięziony, nasila się w nim uczucie samotności i gniewu. Bardzo polecam tę książkę o niezwykłej narracji, gdzie zderzają się mitologia i rzeczywistość. W mojej powieści „Matki i córki" z 2019 r. również sięgnęłam do mitologii i zawartych w niej kobiecych archetypów.
Po bułgarsku przeczytałam trochę tamtejszej klasyki, dzieła Jordana Jowkova, Nikołaja Chajtowa czy Elina Pelina. Jowkow napisał opowiadanie „Ałbena", po którym to właśnie otrzymałam imię. Oznacza kwitnącą jabłoń. Niedługo też ma się ukazać po polsku „Ballada o lutniku" nieżyjącego już Wiktora Paskowa. To piękna opowieść o dojrzewaniu osadzona w socrealistycznej Sofii.
Lubię również bułgarskie klasyki kina, np. „Kozi róg" Metodiego Andonowa z 1972 r. To opowieść o mężczyźnie, którego żona została zabita przez Turków. Nie chce, aby jego córkę spotkał podobny los, i dlatego wychowuje ją na chłopca. Problem w tym, że dziewczynka ma przyjaciela, w którym się zakochuje. Bardzo piękny film.