Świetna zima na tropienie wilków

Okazuje się, że człowiek może nawiązać kontakt z wilkiem, wyjąc. O aktywności wokalnej tych drapieżników pan Adam napisał nawet pracę magisterską. Przyznaje jednak, że to niesamowicie trudny temat, bo one nie tylko wyją, ale też posługują się całą paletą dźwięków: skomleniem, piszczeniem, jęczeniem, ziewaniem, warczeniem czy szczekaniem.

Publikacja: 05.03.2021 18:00

Tropiciel i jego wierny husky, czyli Adam Gełdon i Amarog

Tropiciel i jego wierny husky, czyli Adam Gełdon i Amarog

Foto: Radosław Nowacki

Wostatnich tygodniach wilki stały się bardziej medialne. Powód? Leżący śnieg, a co za tym idzie – odciśnięte łapy. – Zaniepokojeni ludzie dzwonią do nadleśnictwa z pytaniami, czy koło ich domostw nie grasują wilki – mówi Adam Gełdon, leśnik i znany tropiciel wilków ze Spychowa na Mazurach. Zaledwie kilka minut drogi jazdy samochodem ze Spychowa znajduje się leśnictwo Niedźwiedzi Kąt. To prawdopodobnie tutaj na początku XIX w. upolowano ostatniego niedźwiedzia na Mazurach. – Dziś to bardzo wilczy teren – przekonuje Gełdon. Zwarty, leśny obszar zasobny w jelenie doskonale nadaje się na dom dla jednego z największych drapieżników żyjących w Europie.

Penetrowanie okolicy utrudnia nam świeży śnieg. Schodzimy z utartego szlaku, brnąc w nim po kolana. Jest ok. 10 stopni na minusie. Na niedawno co zasłanej pierzynce wypatrujemy śladów obecności wilków. – Tropów dobrze jest szukać dzień, dwa dni po opadach śniegu – tłumaczy tropiciel w klimatycznej uszatce ze spiętą brodą. – Wówczas mamy większe szanse na powodzenie. Dlaczego? Bo wilki zdążą odcisnąć na nim swój ślad.

Aplikacja do tropienia

Tegoroczna zima na takie poszukiwania jest wyjątkowo udana. Ostatnio tak dobre warunki na tropienie panowały z sześć–siedem lat temu. Niewątpliwie śnieg jest sprzymierzeńcem każdego tropiciela. Adam po lesie chodzi zazwyczaj ze swoim psem rasy husky, który wabi się Amarog, co w języku Inuitów oznacza wilka. Amarog to właściwie przybłęda. Podobno zagubił się, podróżując pociągiem z Rucianego-Nidy do Szczytna. Swojego nowego pana spotkał w Puszczy Piskiej, kiedy wracał lasem do domu. Właśnie mija ósmy rok, kiedy się spotkali. – Często wypatruję tropów, jadąc samochodem z niewielką prędkością – opowiada Adam. – Wilki lubią przemieszczać się leśnymi duktami, bo na nich jest mniej śniegu. To inteligentne i praktyczne stworzenia. Jeżeli znajdę trop, zostawiam auto na poboczu i idę po śladzie drapieżnika, a raczej drapieżników, bo często przemieszczają się całą watahą. Idę tak długo, jak to możliwe.

Poszukiwania zapisuje się w specjalnej aplikacji w smartfonie. W ten sposób tworzy się linię wędrówki wilków. Zapisywane są również punktowe obserwacje, takie jak np. znalezione odchody, mocz, legowiska, ofiary. Czy marzeniem każdego tropiciela jest stanięcie oko w oko z wilkiem? – Nie jest łatwo spotkać wilka w naturze, trzeba mieć niebywałe szczęście – odpowiada leśnik. – Kilka razy w życiu miałem takie spotkanie, jednak za każdym razem wilk szybko oddalał się w bezpieczne miejsce. Należy delektować się chwilą, bo trwa ona dosłownie kilka sekund.

Domeną wilka jest bez wątpienia węch i słuch. Za dnia wzrok ma słabszy od człowieka, stąd mamy szanse wypatrzyć go, zanim on to zrobi. – W ubiegłym roku miałem zdarzenie w Bieszczadach, kiedy to dwa wilki wyszły z młodnika jodłowego. Były kilka metrów ode mnie! Uciekły zaskoczone moją obecnością – mówi Adam. – Trzeba przyznać, że każde spotkanie z dziko żyjącym zwierzęciem jest emocjonujące, bo ono zawsze chce uniknąć kontaktu z człowiekiem, jednak w samej idei tropienia nie o to chodzi. Mnie na tym nigdy nie zależało, bo w kontakcie z człowiekiem każde zwierzę się stresuje. Tropienie wilków polega na zarejestrowaniu jak najdłuższej, naturalnej trasy wędrówki drapieżników, bez niepotrzebnego płoszenia i niepokojenia.

Większą satysfakcję sprawia mu usłyszenie wilka w nocy, gdzieś z oddali. Usłyszeć, jak się komunikuje, jak wyje, jak reaguje. Krótko mówiąc, chociaż odrobinę wejść w jego intymny świat, do którego ma dostęp niewielu śmiertelników. To o wiele bardziej pasjonujące, niż spłoszenie wilka, które nic nie wnosi do prowadzonego monitoringu jego występowania. – Często mówiąc o tropieniu, mamy przed oczami obraz trapera-myśliwego z Ameryki Północnej utrwalony na niejednym filmie – mówi leśnik. – A ja, jeżeli natrafiam na bardzo świeży ślad albo ślady krwi, mogące świadczyć o zranieniu lub udanym polowaniu, to idę w kierunku, skąd zwierzę przyszło, a nie za nim, aby go nie spłoszyć i ewentualnie dowiedzieć się, skąd ta krew pochodzi.

Fascynujący drapieżnik

Tropiciel ze Spychowa nosi zawieszony na rzemieniu kieł wilka. Znalazł go podczas jednej z wędrówek po lesie. Wygląda na kieł młodego osobnika, choć jak twierdzi, nie wyklucza, że może to być również psi ząb. Pewności nie ma. Na jego ręku widoczna jest z kolei wikińska bransoleta odlana z brązu, przedstawiająca głowy wilków. Przy pasie nóż w skórzanej pochwie z odciśniętymi motywami z norweskiej świątyni w Urnes, którą sam wykonał. Wilkami fascynuje się już od czasów studiów, kiedy razem z innymi żakami z Wydziału Leśnego SGGW w Warszawie zapisał się na obóz naukowy „Wolf Expedition" w Bieszczadach. Wyprawy rozpoczęły się z początkiem XXI w., a ich celem jest badanie populacji wilków w Polsce po objęciu tego drapieżnika w 1998 r. całkowitą ochroną. – Był rok 2004 lub 2005 i totalnie nic nie wiedziałem o wilkach, dlatego w czasie jazdy pociągiem w Bieszczady czytałem poświęconą im monografię autorstwa prof. Henryka Okarmy – wspomina. – Jadąc na obóz, musiałem się przecież przygotować.

Co go wówczas zafascynowało? Przecież od wieków wilk obrósł w legendy i znajduje się w niemal każdej mitologii bez względu na szerokość geograficzną. Jest tym złym od wieków, nawet w „Czerwonym Kapturku" szczyci się złą sławą. – Tępiono go na potęgę. Używano do tego broni palnej, wnyków, strychniny. Wybierano szczeniaki z nor. Takie akcje organizowano jeszcze w połowie XX w. Za trofea w postaci wilczych uszu czy ogonów wypłacano premie. W tzw. akcji wilczej udział mógł wziąć w zasadzie każdy.

Ażeby zrozumieć wilka, trzeba spróbować spojrzeć na świat jego oczami. Dlaczego się pojawia blisko domostw, jak poluje, dlaczego zagryza owce, a nawet psy. Zresztą nie tak dawno w internecie krążyło zdjęcie, na którym wilk szedł z odgryzioną głową psa w pysku. A przecież wilki polują na psy od zawsze, bo traktują je jak konkurencję o zasoby pokarmowe na swoim terytorium. Mimo że jest on pod ochroną, to w wyjątkowych przypadkach generalny dyrektor ochrony środowiska może wydać zgodę na jego odstrzał, nawet telefonicznie. Dla przykładu, w 2018 r. w Polsce mieliśmy dwa i jedyne do tej pory przypadki agresywnych wilków, które – jak się okazało – były wcześniej oswajane przez człowieka. To prawdopodobnie z powodu takich doniesień medialnych i złej sławy drapieżnika ludzie, którzy mieszkają w pobliżu lasów i znajdują w śniegu niepokojące tropy, dzwonią do Nadleśnictwa Spychowo. Pan Adam przyznaje, że takich telefonów jest teraz więcej.

Wspomniana książka, którą czytał w pociągu podczas swojej podróży w Bieszczady, była swego rodzaju preludium do tego, co podczas ekspedycji go zafascynowało. Mowa o wyciu wilków. Możliwość komunikowania się z drapieżnikiem była tym, co wciągnęło go na dobre. – Bieszczady same w sobie są piękne, a kiedy jeszcze podczas obozu usłyszałem wycie watahy wilków z dość bliskiej odległości, bo kilkuset metrów, to dosłownie poczułem ciarki – wspomina. Czy było jak na licznych obrazkach, gdzie widoczny jest wilk na tle księżyca? – Nie do końca – uśmiecha się. – Wilki wyją o każdej porze roku, bez względu na pełnię księżyca, aby się komunikować. W 90 proc. przypadków ich wycie jest sposobem porozumiewania się członków tej samej watahy. Taka rodzinna rozmowa.

Wilki nie tylko wyją, ale też posługują się całą paletą dźwięków: skomleniem, piszczeniem, jęczeniem, ziewaniem, warczeniem czy szczekaniem. Wszystko zależy od tego, co chcą zakomunikować: radość z powrotu rodziców, uległość w stosunku do przewodzącego wilka, a może chcą odstraszyć przeciwnika. Z komunikatami współgra postawa ciała. Położenie się na grzbiet to uległość, a pokazanie zębów to niewątpliwie ostrzeżenie.

Wspólny język

Okazuje się, że człowiek też może nawiązać kontakt z wilkiem, wyjąc. – Jeszcze przed wyjazdem w Bieszczady razem z kolegą ze studiów uczyliśmy się je wabić, to znaczy wyć – opowiada. O aktywności wokalnej wilków napisał nawet swoją pracę magisterską. Przyznaje, że to niesamowicie trudny temat, począwszy od kwestii zdobycia materiałów oraz nagrań. W swojej pracy badawczej analizował również, jakie zachowania towarzyszą wilkom podczas wycia. Okazuje się, że dla ich aktywności pogoda i pora roku ma znaczenie. Jeżeli jest wietrznie i deszczowo, wyją mniej (albo mniej człowiek usłyszy). Czy pełnia Księżyca może więc mieć jakieś znaczenie? – Wilki wyją, aby się komunikować między sobą, a nie z Księżycem, jednak księżycowe, jasne noce dają z pewnością dobre warunki do polowań. Wilki mogą więc zwoływać się na polowanie.

Jak wyć po wilczemu? Najlepiej odsłuchać wycie, później nagrać swoją wersję i porównać efekty. Adam dopasowuje częstotliwość i długość wycia. Specjalnie emisji głosu się nie uczył, ale przez kilka lat śpiewał w chórze akademickim oraz w scholi dominikańskiej. Odradza jednak nieumiejętne wycie samodzielnie w lesie, którego skutkiem może być jedynie niepotrzebne wypłoszenie zwierzyny. Kiedy zawył, zdarzało się, że wilk mu odpowiedział. – Ale to, czy wilk mi odpowie, nie zależy tylko ode mnie – tłumaczy. – Przede wszystkim musi mnie usłyszeć i później chcieć odpowiedzieć z odpowiedniego dla siebie dystansu. Zdarza się, że odezwie się jakiś pies, lis, puszczyk, albo... inny człowiek, który chce pogadać z wilkami. Inna sprawa, że wilk w danym momencie może nie chcieć „rozmawiać" i należy to uszanować.

Czy w wyciu chodzi o przedstawienie swojej osoby: Cześć, jestem Adam? – Ja bym tak chciał, ale tego określić się nie da, bo nie mamy rozszyfrowanej mowy wilka – śmieje się. – Nie wiemy, czy on mówi „cześć", czy „uważaj, bo tutaj jest moje terytorium", lub „gdzie jesteście moje dzieci"... Świat mowy wilczej jest jeszcze nieodkryty. Są co prawda badania, chociażby z Wielkiej Brytanii, gdzie były porównywane wycia wilków trzymanych w wolierach. Okazuje się, że każdy wyje inaczej. To trochę tak jak u ludzi, gdzie każdy ma inną barwę głosu.

Wycie Adama trwa około sześciu–siedmiu sekund. Wyje z całych sił, najlepiej z przepony, by być słyszalnym na parę kilometrów. – Miałem sytuację, kiedy poszedłem do lasu, aby powyć, a następnego dnia kolega leśnik powiedział mi, że słyszał wycie wilka – opowiada. – Potraktowałem to jako komplement, bo w tej okolicy i o tej porze wyłem tylko ja.

Ani dobry, ani zły

Wataha to minimum dwa do nawet 20 osobników. Z reguły jednak tak dużych rodzin wilczych w Polsce nie ma. Watasze przewodzi para rodzicielska, a pozostałe osobniki stanowią młode z jednego lub dwóch ostatnich miotów. Kiedy te dorastają, odchodzą z rodziny, aby poszukać swojej drugiej połówki i własnego terytorium, co nie jest sprawą łatwą. Oczywiście, w watasze panuje hierarchia, są to jednak relacje na wzór rodziny, gdzie rodzice przewodzą swoim dzieciom. – Gdyby wszystkie wilki przeżywały w każdym miocie, który liczy zwykle od trzech do sześciu szczeniąt, to watahy liczyłyby po kilkadziesiąt osobników – mówi leśnik. – Niestety, po kilku miesiącach pozostaje połowa, a po pierwszej zimie zazwyczaj jedno lub dwa. Może być i tak, że żaden z młodych wilków nie przetrwa. Ich przeżycie zależy od warunków atmosferycznych, chorób, zasobności lasów w pokarm, potrąceń przez samochody czy zagryzień. Bo wilki zagryzają się nawzajem i to wcale nie należy do rzadkości. Są w końcu zwierzętami terytorialnymi, które bronią swego miejsca do życia. Ich dieta to głównie jelenie, a najczęściej łanie i cielaki. Są łatwiejsze do zdobycia od samców, które bronią się, używając nie tylko kopnięć, ale i poroża. Dorosłego dzika raczej wilk unika, bo jego kły również mogą okazać się niebezpieczne.

Niestety, tym razem nie udało nam się znaleźć świeżych tropów wilka. Widocznie były w innej części swego terytorium. Na osłodę znaleźliśmy ślady kuny oraz wiewiórki, po czym wróciliśmy do Nadleśnictwa Spychowo, a ściślej do gabinetu Adama, który na co dzień jest rzecznikiem, edukatorem i administratorem systemu informatycznego. Moją uwagę zwrócił ogromny indiański amulet w postaci „łapacza snów" wykonany m.in. z piór orła bielika. Według wierzeń siatka pajęczyny miała przepuszczać dobre sny, a zatrzymywać nocne koszmary, które spływały po piórach. To pokłosie jego fascynacji kulturą Indian Ameryki Północnej. Zresztą, jeżeli chodzi o Indian, ci używali skór wilków m.in. do polowań na bizony. Ponieważ zwierzęta te wspólnie z wilkami żyły na preriach i znały swoje strategie łowieckie i obronne, tolerowały w pewnych sytuacjach swoją bliską obecność. Indianin, wcielając się w wilka, mógł więc podejść do bizona na odległość strzału z łuku, nie płosząc go. Na kolejnej ścianie widoczne były oryginalne rakiety kanadyjskie uplecione ze ścięgien zwierzęcych, a przeznaczone do chodzenia po śniegu. Nieraz przydały się podczas jego zimowych wypraw w Bieszczady. Jest też wachlarz indiański z piór i szpon orła bielika używany do tańców pow-wow oraz pas wykonany z paciorków leszczyny na wzór tego, jakiego używał główny bohater w filmie „Ostatni Mohikanin".

Ostatnie wielkie tropienie wilków na Mazurach odbyło się w 2015 r. Wzięło w nim udział prawie 350 leśników z 23 nadleśnictw. W tym roku takiego nie organizowano – nie liczono na takie opady śniegu. Zima miała być nijaka. Jednak w Nadleśnictwie Spychowo udało się zorganizować jednodniowe tropienie, w którym wzięło udział ponad 20 osób. Poszukiwano nie tylko tropów, ale wszelkich śladów bytowania wilków i rysi, w tym m.in. odchodów, śladów moczu, rui, ofiar czy legowisk. – W naszym rejonie są prawdopodobnie trzy watahy, czyli co najmniej kilkanaście wilków – mówi Adam Gełdon. – Szacuje się, że w całej Polsce jest około 2 tys. tych zwierząt.

– Wilk nie jest dobry ani zły. Jest zwierzęciem, które chce przetrwać, żyjąc na swoim terenie. Przypisano mu pewne cechy, nie zawsze pozytywne, które rzutują na jego postrzeganie. Nawet w jakiś sposób go uczłowieczono, bazując na emocjach. Stąd nieprawdziwe legendy o wilkołakach. Bez wątpienia jest jednak fascynującym drapieżnikiem – opowiada tropiciel. 

Wostatnich tygodniach wilki stały się bardziej medialne. Powód? Leżący śnieg, a co za tym idzie – odciśnięte łapy. – Zaniepokojeni ludzie dzwonią do nadleśnictwa z pytaniami, czy koło ich domostw nie grasują wilki – mówi Adam Gełdon, leśnik i znany tropiciel wilków ze Spychowa na Mazurach. Zaledwie kilka minut drogi jazdy samochodem ze Spychowa znajduje się leśnictwo Niedźwiedzi Kąt. To prawdopodobnie tutaj na początku XIX w. upolowano ostatniego niedźwiedzia na Mazurach. – Dziś to bardzo wilczy teren – przekonuje Gełdon. Zwarty, leśny obszar zasobny w jelenie doskonale nadaje się na dom dla jednego z największych drapieżników żyjących w Europie.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał