Wostatnich tygodniach wilki stały się bardziej medialne. Powód? Leżący śnieg, a co za tym idzie – odciśnięte łapy. – Zaniepokojeni ludzie dzwonią do nadleśnictwa z pytaniami, czy koło ich domostw nie grasują wilki – mówi Adam Gełdon, leśnik i znany tropiciel wilków ze Spychowa na Mazurach. Zaledwie kilka minut drogi jazdy samochodem ze Spychowa znajduje się leśnictwo Niedźwiedzi Kąt. To prawdopodobnie tutaj na początku XIX w. upolowano ostatniego niedźwiedzia na Mazurach. – Dziś to bardzo wilczy teren – przekonuje Gełdon. Zwarty, leśny obszar zasobny w jelenie doskonale nadaje się na dom dla jednego z największych drapieżników żyjących w Europie.
Penetrowanie okolicy utrudnia nam świeży śnieg. Schodzimy z utartego szlaku, brnąc w nim po kolana. Jest ok. 10 stopni na minusie. Na niedawno co zasłanej pierzynce wypatrujemy śladów obecności wilków. – Tropów dobrze jest szukać dzień, dwa dni po opadach śniegu – tłumaczy tropiciel w klimatycznej uszatce ze spiętą brodą. – Wówczas mamy większe szanse na powodzenie. Dlaczego? Bo wilki zdążą odcisnąć na nim swój ślad.
Aplikacja do tropienia
Tegoroczna zima na takie poszukiwania jest wyjątkowo udana. Ostatnio tak dobre warunki na tropienie panowały z sześć–siedem lat temu. Niewątpliwie śnieg jest sprzymierzeńcem każdego tropiciela. Adam po lesie chodzi zazwyczaj ze swoim psem rasy husky, który wabi się Amarog, co w języku Inuitów oznacza wilka. Amarog to właściwie przybłęda. Podobno zagubił się, podróżując pociągiem z Rucianego-Nidy do Szczytna. Swojego nowego pana spotkał w Puszczy Piskiej, kiedy wracał lasem do domu. Właśnie mija ósmy rok, kiedy się spotkali. – Często wypatruję tropów, jadąc samochodem z niewielką prędkością – opowiada Adam. – Wilki lubią przemieszczać się leśnymi duktami, bo na nich jest mniej śniegu. To inteligentne i praktyczne stworzenia. Jeżeli znajdę trop, zostawiam auto na poboczu i idę po śladzie drapieżnika, a raczej drapieżników, bo często przemieszczają się całą watahą. Idę tak długo, jak to możliwe.
Poszukiwania zapisuje się w specjalnej aplikacji w smartfonie. W ten sposób tworzy się linię wędrówki wilków. Zapisywane są również punktowe obserwacje, takie jak np. znalezione odchody, mocz, legowiska, ofiary. Czy marzeniem każdego tropiciela jest stanięcie oko w oko z wilkiem? – Nie jest łatwo spotkać wilka w naturze, trzeba mieć niebywałe szczęście – odpowiada leśnik. – Kilka razy w życiu miałem takie spotkanie, jednak za każdym razem wilk szybko oddalał się w bezpieczne miejsce. Należy delektować się chwilą, bo trwa ona dosłownie kilka sekund.
Domeną wilka jest bez wątpienia węch i słuch. Za dnia wzrok ma słabszy od człowieka, stąd mamy szanse wypatrzyć go, zanim on to zrobi. – W ubiegłym roku miałem zdarzenie w Bieszczadach, kiedy to dwa wilki wyszły z młodnika jodłowego. Były kilka metrów ode mnie! Uciekły zaskoczone moją obecnością – mówi Adam. – Trzeba przyznać, że każde spotkanie z dziko żyjącym zwierzęciem jest emocjonujące, bo ono zawsze chce uniknąć kontaktu z człowiekiem, jednak w samej idei tropienia nie o to chodzi. Mnie na tym nigdy nie zależało, bo w kontakcie z człowiekiem każde zwierzę się stresuje. Tropienie wilków polega na zarejestrowaniu jak najdłuższej, naturalnej trasy wędrówki drapieżników, bez niepotrzebnego płoszenia i niepokojenia.