“Nie jestem święty. Grzeszę. Błądzę. Ale to, co zrobił mi Mariusz, szef CBA… Nigdy więcej. Dobrze, że są dziennikarze tacy jak wy. Postanowiłem wam wszystko opowiedzieć. Wyrzucić z siebie. Kiedy przeczytałem to, co powiedziała Beata, moje serce prawie pękło. Zrozumiałem, że Kamiński był potworem. Tak dalej nie może być. Łzy Beaty były straszne. I dlatego też zacząłem płakać. Naprawdę. Rozczuliłem się. Ryczałem, aż mnie brzuch rozbolał. Kiedy mówiła o moim pięknym uśmiechu, w którym każdy ubytek był łatany porcelaną, to się wzruszyłem. Jak cholera.

Wyznaję, jestem łotrem. Draniem. Ta kobieta cierpi przeze mnie. A ja z nią tańczyłem. Całowałem po włosach. Ona czuła moje podniecenie, ja czułem jej. Ale pozostała czysta jak łza.

Nie miałem wyjścia. CBA przystawiło mi spluwę do głowy. Beato, powiedziałaś prawdę. Oni mnie złamali. Przychodzili do mnie rano i wieczorem. I wciąż pytali, czy mam coś na nią, bo szef chce sukcesów, bo ci z góry chcą, żeby zatopił opozycję. To co miałem robić? Brzydziłem się, ale nie miałem wyjścia. Raz poszedłem do Mariusza i mu powiedziałem, że tak dalej nie mogę. Wtedy on powiedział, że też się boi. Wstał, odkręcił kran i otworzył okno. Chyba chciał coś ważnego powiedzieć, wtedy jednak, jak na złość była awaria. A w ciszy nie chciał mówić. Tylko drżał na całym ciele. Przeciągał palcem po szyi i kładł go na usta. Że jego też załatwią, znaczy się. Pytacie, kto? Nie wiem. Pewnie Jarosław. Więc tak żeśmy milczeli. A potem poszedłem i zrobiłem, co należało. Napisałem, że tęsknię. Posłałem róże. Dałem pieniądze. Ona nie chciała. Powiedziałem, że jak nie weźmie, to nas oboje wykończą. Patrzyła bezsilnie. Wcisnąłem jej te tysiące do ręki. Wzięła.

Nie miała wyjścia. Poświęciła się dla mnie. Dla miłości. I kraju. Ona kochała Polskę. Teraz wszystko skończone. Jestem gotów zeznawać. To mój powód, żeby żyć. Innego nie mam. Może jeszcze Beata. No i chciałbym pomagać ludziom. Wszystkim”.

Dzięki odwadze Beaty i Tomka oraz dzielnych dziennikarzy tygodnika wreszcie widać, czym były rządy CBA.