Coraz popularniejsze stają się też święta ulic, dzielnic czy rejonów. Podczas święta stołecznej Saskiej Kępy policja wstrzymuje ruch główną jej ulicą, by oddać ją we władanie świętującym. A szkoły publiczne organizują rodzinne pikniki zamiast nudnej akademii, na których występują uczniowie, a potem wszyscy odwiedzają stoiska przygotowane przez poszczególne klasy. Można zjeść ciasto i wypić kawę, wziąć udział w loterii, wymienić używane książki.
Co łączy to wszystko? Chęć bycia razem, wspólnego spędzania czasu wolnego. Im jesteśmy bogatsi, im bardziej jesteśmy zamożnym postprzemysłowym społeczeństwem, tym bardziej świadomie myślimy właśnie o czasie wolnym. Bycie razem staje się jedną z podstawowych form życia. Istotą wspólnoty staje się wspólne spędzanie czasu. Podczas religijnych uroczystości jesteśmy razem. Patriotyzm również celebrujemy wspólnie – a to śpiewając w południe 11 listopada hymn, a to oglądając pokazy sztucznych ogni, słuchając koncertów czy biorąc udział w marszach.
Media społecznościowe dobrze rozpoznały tę potrzebę, ale nie wypełniły jej w całości. Bo przerabianie kolejnych hal targowych na miejsca spotkań, tworzenie współdzielonych biur do tzw. coworkingu itp. wciąż cieszy się powodzeniem.
Koronawirus uderzył w to najczulsze miejsce. Kwarantanny, zalecenia spod znaku izolacji milionów osób biją w tę naszą potrzebę, by być razem. Powszechny nawyk wspólnego spędzania czasu doprowadził do fatalnych skutków we Włoszech, Francji czy Hiszpanii. Gdy jednak liczby, suche jak kaszel chorego na Covid-19, pokazały, że prowadzić to może do katastrofy, również południowcy zastosowali drakońskie metody, wprowadzając stan wyjątkowy, zamykając kawiarnie, restauracje, każąc być osobno.