Pogrążony w smutku i zadumie, balansując przy tym synkopowo w rytm poddawanej właśnie muzyki, odprowadzał aż na krańce doczesności urnę z prochami Andrzeja Warchała. Artysty z Piwnicy pod Baranami. Żartowano, że i komunikaty z podziemia dawno nie notowały tak osobliwej, nietypowej imprezy na powierzchni. A teraz ode mnie. – Andrzej Warchał był niemal moim rówieśnikiem i w polowie lat 60. zaczęliśmy niemal razem swoje występy w Piwnicy pod Baranami. Powszechnie przyjmuje się, że artystycznie był to najlepszy czas tego zespołu. Ale też i najtrudniejszy. Piwnica miała wtedy niewielki, lecz imponujący skład osobowy. Nie było łatwo dołączyć. Andrzej, próbując wejść do kategorii monologistów tekściarzy, wyjątkowo nie miał lekko. Na tym polu zbyt wielka była dominacja Wieśka Dymnego. Pod każdym względem.
W dodatku Andrzej postawił na stylistykę jakby niepiwniczną. Proponował teksty odarte z literatury. Bez określonej poetyki, metafory, kolorystyki, bez wziętych w Piwnicy anachronizmów. W bardzo zredukowanym pod względem literackim stylu, były one czystą konstrukcją schematu, sytuacji absurdalnej. Obnażały wieloznaczność pojęć, bezduszność określonego systemu. Presję wywieraną na jednostkę. Warchał wyciągał sam ekstrakt. Powiększał i przybliżał automatyzm funkcjonowania. Pogrążenie w grotesce, w absurdzie.
To mogło wywoływać złe skojarzenia, niebezpiecznie ukierunkowywać aluzyjność. Ale i to stanowiło atrakcję jego tekstów. Czyli w Piwnicy – jego monologów.
Studiował na ASP. Zdaje się formy przemysłowe, po latach zrobił dyplom bodaj z tkaniny artystycznej. Obchodziły go te studia tyle, co mnie np. wyniki ligi czeskiej. Koncept, układ na lini jednostka – społeczność, gra, konwenans, absurd, to była jego materia, jego tkanina!Z czasem stał się w Piwnicy postacią autonomiczną, znaczącą. I więcej, budulcem, który Piwnicę też określał i konstruował. Pewnie widzowie pamiętają takie Warchałowe szlagiery, jak „Pochód”, „Spadanie”, „Zagęszczenie”.
Tę specyfikę przeniósł potem i do swoich realizacji filmowych. Pracował jako scenarzysta, nawet pewnie trochę szef Studia Filmów Animowanych w Krakowie. W końcu jako realizator, reżyser. I tu nie miał lekko. Okazało się, że produkuje filmy politycznie niepoprawne, ba, groźne!