Platforma Jagiellońska

- Polityka historyczna to największa niewykorzystana szansa rządów Prawa i Sprawiedliwości. PiS ma spore osiągnięcia w tej dziedzinie. Muzeum Powstania Warszawskiego to wielki sukces ekipy samorządowej Lecha Kaczyńskiego - mówi poseł Jarosław Gowin.

Publikacja: 26.07.2008 01:50

Platforma Jagiellońska

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Hasło polityki historycznej pojawiło się w bardzo konkretnej sytuacji politycznej i historycznej Polski. Związane było z ideą IV RP, która jest dziś niemal martwa. Czy martwa jest też idea samej polityki historycznej?

Jarosław Gowin:

Z polityką historyczną jest tak jak z mówieniem prozą – czy się jest tego świadomym, czy nie, zawsze uprawia się jakąś politykę historyczną. Każde państwo prowadzi swoją, choćby poprzez dobór świąt i bohaterów narodowych, ikonografię znaczków pocztowych, nazwy ulic, a przede wszystkim przez programy szkół, szczególnie historii i języka polskiego. Wbrew pozorom w latach 90. istniała w Polsce wyrazista polityka historyczna, choć prowadzona nie przez państwo, lecz przez rozmaite środowisko opiniotwórcze, z „Gazetą Wyborczą” na czele. Ta polityka historyczna promowała model patriotyzmu krytycznego, odsłaniającego mroczne karty polskiej historii czy wady narodowe. Nie dyskredytuję potrzeby uprawiania również takiej polityki historycznej, natomiast powinna być ona dopełniona programem, o jakim zaczęto mówić w kontekście idei IV RP.

Na czym więc polegała specyfika polityki historycznej IV RP?

Był to świadomy projekt złożony z dwóch ważnych składników: budowania dumy narodowej oraz przedstawienia historii Polski jako historii wolności, historii zmagań nie tylko o niepodległość państwa, ale również o wolność obywatelską, a więc republikańska wizja polskiej przeszłości. W obu tych znaczeniach polityka historyczna pozostaje wciąż zadaniem do wypełnienia.

Przecież PiS dużo uwagi poświęcał polityce historycznej?

Tak, ale polityka historyczna to największa niewykorzystana szansa rządów Prawa i Sprawiedliwości. PiS ma spore osiągnięcia w tej dziedzinie. Muzeum Powstania Warszawskiego to wielki sukces ekipy samorządowej Lecha Kaczyńskiego. Po stronie plusów rządów Marcinkiewicza i Kaczyńskiego zapisałbym także projekt budowy Muzeum Historii Polski. Za czasów PiS powstał też „Katyń” Wajdy – film, który pomógł nam wszystkim przypomnieć i uczcić ofiary tej sowieckiej zbrodni.

Ale był to potencjał niewykorzystany. Dobre projekty nie zyskały odpowiedniego wsparcia politycznego i pozostały w fazie zalążkowej. A w dodatku w przesłaniu historycznym, zwłaszcza rządów Jarosława Kaczyńskiego, coraz silniejszy był element resentymentu, nie budowy dumy narodowej, lecz niechęci wobec innych narodów, zwłaszcza Niemiec. Poprzez symbiozę ze środowiskiem Radia Maryja przesłanie polityki historycznej rządu Kaczyńskiego w coraz większym stopniu nasycało się elementami narodowo-katolickimi, które to elementy – przy całym szacunku dla pluralizmu postaw i tradycji w obrębie polskiego dziedzictwa – uważam dzisiaj za jałowe. To wątki, do których warto było nawiązywać w czasach niewoli, zaborów czy komunizmu, ale nie w czasach wolności. Dzisiaj musimy szukać takiego modelu patriotyzmu, który pozwoli nam przeprowadzić mądrą modernizację Polski. Mądrą, czyli nie imitacyjną, nie odgórną, ale obywatelską i opartą na własnych zasobach kulturowych, na niepowtarzalności polskiej tradycji. Polityka historyczna to konieczny element takiej modernizacji. Bez pamięci historycznej powstaje nie społeczeństwo obywatelskie, lecz zatomizowany tłum, podatny na manipulacje i niezdolny do działania na rzecz dobra wspólnego.

Czy niepowodzenie polityki historycznej wynikało z tego, że padła ona ofiarą walki politycznej?

Polityka historyczna została potraktowana przez PiS instrumentalnie. Można było odnieść wrażenie, że nie chodzi o budowę dumy narodowej, lecz przypomnienie polskich klęsk i zagrożeń. Stała się też rodzajem pałki politycznej do walenia w głowę ówczesnej opozycji. Mam na myśli zwłaszcza wykorzystywanie resentymentu antyniemieckiego – skądinąd historycznie zrozumiałego – do dezawuowania Platformy i Donalda Tuska.

Po wejściu do Unii musieliśmy sobie szukać nowego miejsca w Europie. Zaczęły się więc pojawiać nowe napięcia, szczególnie z Niemcami i Rosją. Weto do negocjacji Unii z Rosją nie wynikało z resentymentu, lecz było odpowiedzią na działania Moskwy w sferze energetyki. To dzisiejszy minister spraw zagranicznych porównał rosyjsko-niemiecki gazociąg do paktu Ribbentrop-Mołotow. Za rządów PiS polityka historyczna była ściśle związana z polityką zagraniczną.

Polityka zagraniczna PiS wyrastała ze słusznej intuicji, że mamy trudną do powtórzenia szansę wybić się na polityczną podmiotowość, że Polska jako państwo może uzyskać realną podmiotowość na arenie międzynarodowej, przede wszystkim w obrębie Unii Europejskiej. Ale realizacja tej polityki okazała się kompletnym fiaskiem.

Dlaczego?

W chwilach próby, np. podczas negocjacji traktatu lizbońskiego, prezydent Kaczyński okazał się nieprofesjonalny i zanadto podatny na wpływy, negocjował po prostu zbyt miękko. Jestem pewien, że gdyby na jego miejscu znalazł się któryś z polityków Platformy, wynegocjowałby warunki korzystniejsze dla Polski.

Ale generalny problem polegał na tym, że PiS zamiast w relacjach międzynarodowych wykorzystać dziedzictwo historyczne do budowy pozytywnego wizerunku, używał go głównie w przekazie wewnętrznym, a był to przekaz negatywny, resentymentalny. Nie zrobiono niemal nic, by pokazać za granicą wielkość polskiej tradycji. Czyli tego, co wydaje mi się najcenniejsze: republikańskiej tradycji wolności, jagiellońskiego modelu pluralizmu kultur i nacji, dziedzictwa „Solidarności” i przesłania Jana Pawła II.

Ale to rząd PiS w imię idei jagiellońskiej uprawiał aktywną politykę wschodnią, przede wszystkim zabiegając o to, żeby Ukraina weszła do Unii Europejskiej i NATO, jak również prowadząc politykę na rzecz Gruzji oraz energetycznego i historycznego sojuszu z Kaukazem. W tej dziedzinie Donaldowi Tuskowi brak entuzjazmu. Spierał się z Lechem Kaczyńskim o misję gruzińską po napięciach w stosunkach z Rosją. A ostatnio okazało się, że Niemcy depczą nam po piętach i usiłują być bardziej proukraińscy niż my.

Jeżeli w Platformie kładziemy mniejszy nacisk na relacje z Gruzją czy Kaukazem, wynika to nie z polityki historycznej, lecz z innej niż w przypadku prezydenta oceny znaczenia tych relacji. Uważamy, że najpierw trzeba poprawić nasze stosunki z Niemcami i Francją, zapewnić możliwie najszersze poparcie dla polskiego sprzeciwu wobec budowy gazociągu bałtyckiego. Przy różnicy akcentów cele pozostały jednak te same: zapewnienie Polsce maksymalnej podmiotowości i bezpieczeństwa.

Jaki jest więc pomysł Platformy na politykę historyczną?

Platforma jest partią wyrastającą z tradycji polskiego republikanizmu. Jesteśmy przekonani, że życie społeczne funkcjonuje dobrze wtedy, kiedy jest dostatecznie liczna grupa obywateli gotowych bezinteresownie działać na rzecz dobra wspólnego. Takie było dziedzictwo I Rzeczypospolitej. Platforma jest partią wewnętrznie pluralistyczną i punktem odniesienia dla nas jest dziedzictwo jagiellońskie, dziedzictwo Polski jako ojczyzny wielu nacji, kultur i religii. To dziedzictwo osadzone w pewnej tradycji chrześcijaństwa. Jan Paweł II w „Pamięci i tożsamości” – książce-testamencie dla Polski – jako najcenniejszą naszą spuściznę wskazywał właśnie tradycję jagiellońską.

I wreszcie Platforma wyrasta z pnia „Solidarności”. Jej dziedzictwo w oczywisty sposób powinno być eksponowane w przekazie historycznym obecnego rządu.

Gorzej jest chyba z realizacją tych postulatów, jeśli za probierz uznać osiągnięcia ministra kultury. Odejście od pomysłu Muzeum Historii Ziem Zachodnich, likwidacja „Patriotyzmu jutra” jako osobnego programu albo wypowiedź, że zamiast budować kolejne muzea, trzeba się bardziej zatroszczyć o sztukę nowoczesną...

Oczywiście każdy z tych przypadków jest trochę inny. „Patriotyzm jutra” będzie realizowany w ramach Muzeum Historii Polski, którego budowa jest kontynuowana. Muzeum Ziem Zachodnich nie powstało, ponieważ projekt był źle przygotowany.

Nie zmienia to jednak faktu, że jestem nieco rozczarowany polityką Ministerstwa Kultury. Za rządów PiS był to resort zajmujący się właśnie polityką historyczną. Być może nacisk położony był zbyt jednostronnie na kultywowanie dziedzictwa, ale dziś wahadło odchyla się zanadto w drugą stronę. Uważam, że to błąd.

Czyli pragmatyka rządzenia okazała się dla PO ważniejsza niż polityka historyczna?

Świadomość potrzeby uprawiania polityki historycznej niewątpliwie w PO istnieje. Gorącym jej orędownikiem jest sam premier. Po tych ośmiu miesiącach funkcjonowania rządu mam jednak poczucie niedosytu. Oczywiście doceniam projekt wykorzystania rocznicy Chopinowskiej do pokazania światu unikalności polskiej sztuki. Ale czas najwyższy rozpocząć intensywne prace nad wykorzystaniem dwóch bardzo ważnych wydarzeń. Po pierwsze, 30. rocznicy powstania „Solidarności” wraz z dokończeniem budowy Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. Musimy przypomnieć Europie, że upadek komunizmu zaczął się nie od zburzenia muru berlińskiego, lecz od rewolucji „Solidarności”.

Drugim bardzo ważnym wydarzeniem jest organizacja Euro 2012 wspólnie z Ukrainą. To wspaniała okazja, by – oczywiście delikatnie, mając na uwadze wrażliwość ukraińską – przypomnieć i pokazać Europie niezwykły twór historyczny, jakim była Polska Jagiellonów, jako prototyp dzisiejszej Unii Europejskiej.

W tej chwili Platforma jest zajęta pragmatyką rządową, ale często powtarza pan, że jeszcze wróci czas silnych wartości.

Uważam, że w czasach globalizacji paradoksalnie rośnie znaczenie wartości i symboli, a przede wszystkim partykularnych tożsamości – w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Na przykład będzie wzrastać znaczenie religii jako czynnika kształtującego życie publiczne, będzie się nasilać zjawisko z jednej strony zderzenia, z drugiej – dialogu cywilizacji. Główne konflikty, być może zbrojne, XXI wieku to będą spory o wartości. Ale mówię tu o procesach długofalowych. Dzisiaj w Polsce skompromitował się model wielkiej zmiany, jaką była idea IV RP. Społeczeństwo po paroksyzmach poprzednich dwóch lat oczekuje raczej stabilizacji. Poza tym powiedzmy sobie otwarcie: ani nie ma nowego programu wielkich zmian, ani nie ma siły politycznej zdolnej udźwignąć ich ciężar. Dlatego na nowy program głębokiej zmiany Polski trzeba będzie poczekać dziesięć czy 15 lat.

A jak jest oceniana w PO rola Instytutu Pamięci Narodowej w dbaniu o pamięć historyczną właśnie?

Należę do tych polityków Platformy, którzy uważają, że IPN odgrywa pozytywną rolę w polityce historycznej Polski ostatniej dekady. To jest jedna z najważniejszych instytucji kształtujących świadomość historyczną Polaków zarówno za czasów prezesury Leona Kieresa, jak i Janusza Kurtyki. IPN dokumentuje nie tylko zbrodnie komunistyczne, nie tylko liczne niestety przejawy zdrady, kolaboracji czy agentury, ale pokazuje również ogromną skalę działalności opozycyjnej, bohaterstwo jej uczestników, w tym bohaterstwo tych, którzy w jakimś okresie swego życia dali się złamać, a potem potrafili się uwolnić i podjąć odważną działalność opozycyjną. Nie należy zapominać, że IPN zajmuje się także okresem II wojny światowej. To, co zrobił np. w sprawie Jedwabnego, było bardzo cenne, choć też niezwykle bolesne dla naszej samoświadomości narodowej.

Czy to przekonanie jest wśród polityków PO powszechne?

Nie jest powszechne, chociaż uważam, że w tej sprawie reprezentuję zdecydowaną większość polityków Platformy. Są oczywiście tacy, którzy żywią przekonanie, że nie ma sensu wracać do przeszłości, że trzeba zamknąć kwestie lustracji, że IPN jest szkodliwy. Natomiast stanowisko kierownictwa PO wydaje mi się zdecydowanie bliższe mojemu.

Jaką rolę w polityce historycznej Platformy powinien pełnić IPN?

Nie powinien pełnić żadnej roli w polityce historycznej jakiejkolwiek partii. To powinna być instytucja ponadpartyjna.

Dobrze, w takim razie jaką powinien pełnić rolę w polityce historycznej państwa rządzonego przez PO?

Brzmi lepiej. Po pierwsze, chcemy zrealizować zasadę powszechnego dostępu do akt ipeenowskich. Wiem, że od strony prawnej nowelizacja ustawy lustracyjnej będzie bardzo skomplikowana, ale chcemy się z tym zmierzyć. Po drugie, trzeba kontynuować wszystkie projekty badawcze i edukacyjne IPN. Po trzecie, uważamy, że wzmocnieniu powinna ulec funkcja prokuratorska instytutu. Nie może być tak, że sprawcy mordów popełnionych pod koniec lat 80. na księżach czy zabójcy Stanisława Pyjasa pozostają bezkarni. Jesteśmy gotowi wesprzeć IPN w tym, żeby działania prokuratorskie zostały zintensyfikowane.

Testem na stosunek do IPN była ostatnio książka o Lechu Wałęsie. Jaki był stosunek PO do tej publikacji i dyskusji, która się wokół niej toczyła?

Aksjomatem jest dla nas szacunek dla wolności badań naukowych. Poza tym uważamy, że potrzebna jest naukowa analiza najnowszej historii Polski i czasów PRL z uwzględnieniem tego źródła wiedzy, jakim są akta IPN. Jeżeli chodzi o monografię na temat Lecha Wałęsę, wywołuje ona bardzo silne kontrowersje i myślę, że należę pod tym względem do mniejszości, bo uważam że ta książka jest potrzebna, choć nie zmieniła ona mojego przeświadczenia, że Wałęsa to jeden z prawdziwych bohaterów polskich zmagań o wolność.

Skoro pańskie zdanie jest w mniejszości, to jakie jest stanowisko większości?

Mam wrażenie, że większość polityków Platformy uważa tę książkę za tendencyjną. Ja sądzę, że jest naukowo rzetelna, chociaż jej autorzy pozwalają sobie na pewne nadmiernie publicystyczne generalizacje, z którymi się nie zgadzam, które osłabiają tę książkę. Ale dla mnie to rzetelna praca naukowa.

Mówił pan, że polityka historyczna służy budowaniu mądrego i nowoczesnego patriotyzmu. Ale trudno to zrozumieć, patrząc na praktykę działania Platformy Obywatelskiej. Patriotyzm jako umiejętność poświęcenia własnych interesów na rzecz wspólnoty, szacunek wobec państwa w retoryce PO wygląda zupełnie inaczej. Podatki często nazywane są przez polityków Platformy haraczami, a Donald Tusk w orędziu uznał grillowanie za przejaw najlepszej postawy w czasie narodowego święta. Jak antypaństwowa retoryka ma zbudować nowoczesny patriotyzm?

Ta retoryka uderza nie w samą ideę państwa, lecz w konkretny kształt polskich instytucji państwowych, które są z jednej strony przerośnięte, a z drugiej niewydolne. Są słabe tam, gdzie powinny być mocne, np. w sprawie bezpieczeństwa obywateli albo naszego bezpieczeństwa zewnętrznego. Zarazem są zbyt mocne i paternalistyczne w relacjach z pojedynczym obywatelem. Nie chodzi o nawoływanie do niepłacenia podatków, lecz o krytykę konkretnego systemu podatkowego, który jest łupieżczy, ale równocześnie pełen dziur. W efekcie ludzie najbogatsi, gdyby nie chcieli – a tak jest bardzo często – nie płaciliby w ogóle podatków, gdyby nie podatek Belki.

Platforma ufa w zdrowy rozsądek Polaków. Przeciętni obywatele, którzy mają do czynienia z urzędem skarbowym albo z sanepidem, z pewnością potrafią zrozumieć, że chodzi nam o krytykę wynaturzeń, a nie państwa jako takiego.

Patriotyzm, do którego odwołuje się Platforma, to z jednej strony modernizacja pojęta jako wielki cywilizacyjny zryw, jako szansa wyrwania Polski z fatalnej spuścizny czasów komunizmu, z historycznego zapóźnienia, ale równocześnie oparta na własnej tradycji. Z drugiej strony chcemy się odwoływać do więzi wspólnotowych, republikańskich, do dziedzictwa „Solidarności”. Ogromną wagę przywiązuję do kategorii kluczowej w exposé premiera – do zaufania, czyli wzmacniania więzi społecznych. Chodzi o przekonanie, że zwykłym Polakom można zaufać, że można zderegulować i zdecentralizować państwo, że zwykli obywatele zrobią ze swoich pieniędzy mądrzejszy użytek niż politycy czy urzędy podatkowe.

Wydaje się jednak, że PO stoi przed swoistym liberalnym paradoksem, jeśli chodzi o patriotyzm. Z jednej strony pokazuje, że państwo jest zawsze złe, że jest zagrożeniem dla swobód obywateli – liberałowie są pesymistami, jeśli chodzi o rolę państwa – ma tendencję, żeby się wynaturzać, a z drugiej wymaga zaufania obywateli wzajemnie do siebie i do tego państwa właśnie.

Problem istnieje. Słusznie zwraca pan uwagę na to zagrożenie. Tym bardziej że największym problemem Polski jest dziś niesterowność państwa. Chcemy, by Polska była krajem nowoczesnym, a równocześnie krajem ludzi dumnych z tego, że są Polakami. Dumnych z osiągnięć nie tylko swoich przodków, ale i własnych. Dlatego musimy przebudować państwo, przywrócić mu sterowność. I to był właśnie cenny rdzeń idei IV RP.

Platforma nie jest partią klasycznie liberalną, lecz liberalno-konserwatywną. Gdy mówimy np. o znaczeniu społeczeństwa obywatelskiego, to odwołujemy się do kategorii wspólnoty połączonej silnymi więzami i wartościami, a nie do idei społeczeństwa indywidualistycznego. W tym sensie jesteśmy bliżsi np. amerykańskim republikanom niż zachodnioeuropejskim liberałom. Wychodzimy poza liberalny paradoks, szukając symbiozy wolności i wiary, pluralizmu i wspólnoty, pamięci i nowoczesności.

publicysta i filozof, polityk Platformy Obywatelskiej. Jest współtwórcą i rektorem Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera, był redaktorem naczelnym miesięcznika „Znak”. W latach 90. zajmował się problemami wiary i Kościoła we współczesnej Polsce, opublikował m.in. książkę „Kościół w czasach wolności 1989-1999” oraz wywiady-rzeki z ks. Józefem Tischnerem i abp Józefem Życińskim. W parlamencie od 2005 r. najpierw jako senator, w obecnej kadencji jako poseł. Przewodniczy pracom zespołu ds. konwencji bioetycznej w Kancelarii Premiera.

Rz: Hasło polityki historycznej pojawiło się w bardzo konkretnej sytuacji politycznej i historycznej Polski. Związane było z ideą IV RP, która jest dziś niemal martwa. Czy martwa jest też idea samej polityki historycznej?

Jarosław Gowin:

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku