Gdzie jest, panie, trup Kadłubka?

11 kwietnia 1079 roku, 930 lat temu, zginął biskup Stanisław ze Szczepanowa, kanonizowany później jako święty patron Polski. I tyle mniej więcej – że zginął – wiadomo na pewno.

Publikacja: 11.04.2009 15:00

Według kanonicznej na wiele pokoleń wersji Wincentego Kadłubka śmierć ta przedstawiała się niezwykle malowniczo: opętany złem król Bolesław miał osobiście zarąbać biskupa u ołtarza, a potem poćwiartować i rozwłóczyć, po tym jak w cudowny sposób kilkakrotnie bijąca od Stanisława moc obaliła na twarz wysłanych z tym zadaniem pachołków.

Ale czy można wierzyć Kadłubkowi? Samego króla uparcie nazywa kronikarz Bolesławem Szczodrym, za jego sprawą przydomek ten przeszedł do historiografii, a tymczasem Largus, co daje się przetłumaczyć właśnie jako „szczodry”, to było po prostu imię nadane późniejszemu królowi na chrzcie – zwyczaj wówczas powszechny: obok imienia pogańskiego, zwyczajowego, trzeba było mieć i takie, które zapewniało świętego patrona.

Kadłubek może o tym nie wiedział, a może świadomie przypisał Bolesławowi przydomek, którego tamten wcale nie nosił, bo dało mu to okazję do opowiedzenia wielce umoralniającej historyjki o tym, jak to ponad rozsądek szczodry król obdarował biednego kleryka tyloma bogactwami, ile zdoła udźwignąć. Ten zaś w niepowstrzymanej chciwości wziął tyle złota i klejnotów, aż pod ich ciężarem pękł mu grzbiet.

Wincenty Kadłubek dla dobrej, umoralniającej anegdoty oddałby wszystko – a już historyczną prawdę zwłaszcza. Czymże zresztą była w jego czasach historyczna prawda? Święty Stanisław był Polsce niezbędnie potrzebny, mówiąc językiem współczesnym, był mitem i skarbem narodowym. Jeśli jego zwłoki leżące na Wawelu okazały się wcale nieporąbane na kawałki, to tym bardziej dowodziło to prawdziwości legendy – widać cudownie się zrosły, a czy mogłyby się zrosnąć, gdyby Stanisław nie był wielkim świętym? Na dodatek jakże ów cud był znaczący: tak jak zrosło się pokawałkowane ciało jej patrona, tak zrośnie się i podzielona Polska z wielu dzielnic czy zaborów.

Jak to napisał Jasienica: Kadłubek wiedział, jak powinno być, i to go interesowało bardziej niż to, jak w istocie było. Zresztą, czy o tym, jak było, jesteśmy w stanie powiedzieć cokolwiek pewnego? U zarania poprzedniego wieku Tadeusz Wojciechowski wysnuł wizję diametralnie różną: Stanisław skazany został na karę ćwiartowania jako zdrajca, w takim razie musiał więc być uczestnikiem spisku przeciwko prawowitemu królowi, działającym w porozumieniu może z dworem czeskim, może z Niemcami, a zapewne z jednymi i drugimi.

Sęk w tym, że to wszystko czysta spekulacja oparta na jednym przymiotniku zastosowanym przez Galla do późniejszego świętego: traditor. Zasadniczo traditor to zdrajca, ale w łacinie średniowiecznej również buntownik, a buntownikiem był wedle prawa owych czasów każdy, kto się przeciwstawiał władcy (chyba że przeciwstawił się na tyle skutecznie, iż to on zaczynał ustanawiać prawa). Przyczyną uznania Stanisława za traditora mógł być równie dobrze wymyślony przez Wojciechowskiego polityczny spisek, jak i krzywy uśmiech.

Nie w tym rzecz, jak było, ale w tym, że spór o to, jak było, toczył się dziesięcioleciami z wielką namiętnością, z zupełnym lekceważeniem jakichkolwiek sensownych dowodów. Spór toczył się w istocie wokół tego, kto jest Żydem i masonem, a kto ciemnym klerykałem, kto chce Polskę unowocześniać i cywilizować, a kto ją wciąga w bagno endeckiej reakcji. To ważkie sprawy, wobec których prawda nie ma i nie może mieć żadnego znaczenia. Odbrązawiaczom zupełnie nie przeszkadzało, że nie mają żadnych dowodów. Entuzjaści Kadłubka powoływali się na fakt, że Stanisława ogłoszono świętym z podobnym zacietrzewieniem, z jakim dzisiejsi obrońcy słuszności powołują się na status pokrzywdzonego i wyrok sądu lustracyjnego.

„Gdzie jest, panie, trup Kadłubka?” – śpiewano w przedwojennym kabarecie. Ależ jest właśnie tu, pod naszymi nogami, ciągle się o niego potykamy, i właśnie dlatego mamy w zębach tyle piasku.

Według kanonicznej na wiele pokoleń wersji Wincentego Kadłubka śmierć ta przedstawiała się niezwykle malowniczo: opętany złem król Bolesław miał osobiście zarąbać biskupa u ołtarza, a potem poćwiartować i rozwłóczyć, po tym jak w cudowny sposób kilkakrotnie bijąca od Stanisława moc obaliła na twarz wysłanych z tym zadaniem pachołków.

Ale czy można wierzyć Kadłubkowi? Samego króla uparcie nazywa kronikarz Bolesławem Szczodrym, za jego sprawą przydomek ten przeszedł do historiografii, a tymczasem Largus, co daje się przetłumaczyć właśnie jako „szczodry”, to było po prostu imię nadane późniejszemu królowi na chrzcie – zwyczaj wówczas powszechny: obok imienia pogańskiego, zwyczajowego, trzeba było mieć i takie, które zapewniało świętego patrona.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką