Otóż w trakcie omawiania artykułu karty, w którym znalazło się potępienie wszelkiej formy cenzury, kilku dziennikarzy zaczęło protestować. A mowa nienawiści? – pytali. Ostatecznie potępienie zostało przyjęte, ale ta reakcja powinna dawać do myślenia. Okazuje się, że nawet dziennikarze, etatowi niejako obrońcy swobody wypowiedzi, coraz częściej wyrażają wątpliwości. Przesadzam? W żadnej mierze.
Dwa tygodnie temu pojawiła się w gazetach informacja, że jeden ze znanych amerykańskich radiowych komentatorów znalazł się na brytyjskiej liście najbardziej niebezpiecznych wrogów państwa. Powód? Jego stwierdzenie, że Koran to księga nienawiści. To wystarczyło, by brytyjska minister spraw wewnętrznych uznała go za osobę równie niebezpieczną co zawodowi terroryści. A teraz kamyczek do naszego ogródka. Polska Kampania przeciw Homofobii podała jako przykład „homofobicznej mowy nienawiści” słowa Jarosława Gowina, który powiedział, że dziecko rozwija się harmonijnie, gdy ma ojca i matkę. Absurd? Z pewnością. Tyle że we współczesnej demokracji o tym, co jest, a co nie jest absurdem, decyduje nie zdrowy rozsądek, ale sprawność wąskich, zdeterminowanych i fanatycznych grup nacisku. Zdrowy rozsądek zawsze wyraża mniemanie ogółu; wszakże ogół to siła amorficzna, nieokreślona, siła, którą łatwo dziś dzięki sprawnym medialnym kampaniom okiełznać i podporządkować sobie. Nie ostoi się zatem zderzeniu z ludźmi motywowanymi radykalną ideologią – czy to homoseksualną propagandą, czy religijnym islamskim fundamentalizmem.
Dla każdego ideologa różnorodność myśli jest zagrożeniem. Czymś nie do zniesienia, czymś, czemu jak najszybciej należy położyć kres. W jego oczach wolność słowa przestaje być samoistną wartością, jeżeli nie służy jedynie słusznym poglądom. Inaczej myślącym trzeba zamknąć usta. Najpierw oskarżyć ich o irracjonalne, nieuświadomione i wrogie uczucia, a potem, kiedy to nie pomoże, tępić.
Stąd pomysły, by zmienić prawo i karać za stosowanie mowy nienawiści, przez którą rozumie się niepochlebne opinie o czyimś stylu życia, zachowaniu i poglądach. Owszem, prawo powinno chronić przed przemocą i przed nawoływaniem do niej. Ale tylko wtedy, gdy da się udowodnić bezpośredni związek między słowem a gwałtem. Kto o tym zapomina, kto chce karać za niesłuszne poglądy, opowiada się za wprowadzeniem cenzury. I nic mnie nie obchodzi to, że nowa cenzura miałaby – w przeciwieństwie do starej – bronić postępowych idei.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/lisicki/2009/05/29/w-swiecie-wrogow-wolnosci/]blog.rp.pl/lisicki[/link]