Pierwszy rozdział książki zbudowałem m.in. na relacjach anonimizowanych, co chciałbym podkreślić, bo przekonywano w mediach czytelników, że są one anonimowe. Anonimizowane, ponieważ dysponuję nazwiskami, adresami oraz nagraniami rozmów. Dziennikarze tworzyli z własnej inicjatywy takie oto zbitki, rzekome tezy autora: „Nożownik z kompleksem Edypa”. „Nożownik” wziął się stąd, że w rodzinnych stronach Lecha Wałęsy mieszkańcy przypisują mu ksywę Nożownik lub Scyzoryk z młodych lat. Z kolei kompleks Edypa pochodzi z rozważań Boyesa, autora książki „Nagi prezydent” o Lechu Wałęsie, gdzie autor opisuje swoją rozmowę z psychologiem z początku lat 90., któremu przedstawił fakty z życia Wałęsy. Nie mówiąc o kogo chodzi, poprosił o diagnozę. Psycholog stwierdził, że rozmawiają o kompleksie Edypa, lecz gdy dowiedział się, że miałby nań cierpieć Wałęsa, orzekł, że pomóc nie jest w stanie i wręczył wizytówkę dobrego specjalisty. Dla większości wpływowych mediów moja książka była, jakby zgodnie z twierdzeniem jej bohatera, jednym wielkim kłamstwem, gniotem i paszkwilem.
[b]Zetknąłem się z jednoznacznie negatywnymi opiniami o pańskiej książce, pochodzącymi od osób, które jej nie miały w rękach. Nie brakowało ludzi, którzy wprost przyznawali się do zyzakofobii.[/b]
[wyimek]Świadomość społeczna dzięki łamaniu kolejnych tabu historycznych wzrasta. W żółwim tempie, ale wzrasta. Jedynie ludzie są zastraszeni[/wyimek]
Cele nagonki mogły być przynajmniej trzy. Pierwszy, odstraszenie potencjalnych przyszłych Zyzaków od opisywania historii kolidującej z dobrym samopoczuciem dzisiejszej klasy politycznej. Drugi, odstraszenie od samej publikacji, której nie dotykamy, gdyż jest szambem. I trzeci, kanalizacja ludzkich emocji na jednostce, emocji, które mogłyby być w innym wypadku skierowane na przykład w stronę formacji rządzącej. Z czymś podobnym zetknął się Sławomir Cenckiewicz, a ostatnio ktoś zupełnie z innego kręgu – „król dopalaczy”. Niestety na co dzień emocje kumulowane są wokół Jarosława Kaczyńskiego. Ale to niebezpieczna gra, bo czasem tych emocji w zupełności skanalizować i rozproszyć się nie da i dochodzi do takich sytuacji jak ta, która miała miejsce w łódzkim biurze PiS. W historii nieraz było tak, że utrata kontroli nad ludzkimi emocjami powodowała, że eksplodowały one prosto w twarze tym, którzy je wytwarzali. Przykładów proszę poszukać we Włoszech i w Rumunii.
[b]Kiedy zorientował się pan, że dysponuje materiałem wyjątkowym, o dużej sile rażenia?[/b]
Chyba gdy profesor Nowak zaproponował mi wydrukowanie w „Arcanach” pierwszego rozdziału na rok przed publikacją całości. Pomyślałem wtedy, że książka może w przyszłości przynieść niekoniecznie pozytywny rozgłos. A propos rozgłosu, jego dzieje spróbowałem odtworzyć w ok. 50-stronicowym rozdziale – będącym opowieścią o tzw. sprawie Zyzaka – który ukaże się w przyszłorocznym wydaniu książki.
[b]Czy był pan zaskoczony stanowiskiem, jakie zajął Wałęsa wobec pańskiej książki?[/b]
Zachowanie Lecha Wałęsy po tym, jak ustosunkował się do książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, niespecjalnie mnie zaskoczyło. Zdziwiło mnie natomiast śmiałe pokonywanie kolejnej bariery bezkarności. Niestety, były prezydent to człowiek, który nie ma wewnętrznych oporów przed czymkolwiek ani poczucia, że jest wobec kogoś czy czegoś zobowiązany.
[b]Po tym, co się stało, nie żałuje pan decyzji wyboru tego, a nie innego bohatera?[/b]
Ależ skąd! To była fantastyczna przygoda, która w jakimś stopniu jeszcze trwa. A to, co się stało po wydaniu książki, było znacznie ciekawsze od pracy nad nią. Wnioski z tej sprawy wypływają istotne, nie tylko dla mnie. W przypadku obu książek o Lechu Wałęsie, Sławomira Cenckiewicza i mojej, podobnie jak w komunizmie, mieliśmy do czynienia z interesującą koabitacją mediów, rządu, ośrodków edukacyjnych, służb specjalnych, a w pewnym momencie wymiaru sprawiedliwości, w interesie jednego człowieka. Córka Lecha Wałęsy poczuła się urażona tym, że napisano książkę o jej ojcu. Nie odniosła się do żadnego argumentu użytego w tej książce, nie podważyła żadnego faktu, nie wystarała się o jakiekolwiek dowody na potwierdzenie swych wniosków, nie pojawiała się na rozprawach, a mimo to sąd w pewnym momencie, moim zdaniem w trosce o dobre samopoczucie powodów, nakazał wykreślić z książki dwie daty – zarejestrowania i wyrejestrowania TW „Bolka”, powołując się na wyrok sądu lustracyjnego, który tak naprawdę wiarygodność obu dat potwierdził! Ostatecznie wyrok prawomocny sądu apelacyjnego odrzucił roszczenia Wałęsów. W takich chwilach zastanawiam się nad przeświadczeniem Józefa Mackiewicza, że komunizm, jeśli się go faktycznie nie pokona, nie rozprawi się z nim raz, a porządnie, ewoluuje w nieskończoność, mutuje, łączy się z elementami nowej rzeczywistości, ale jakby cały czas nad nią górował.
[b]Trudno w takiej sytuacji o optymizm.[/b]
Nie, jeśli zauważymy, że świadomość społeczna dzięki łamaniu kolejnych tabu historycznych wzrasta. W żółwim tempie, ale wzrasta. Jedynie ludzie są zastraszeni. Nie dostrzegamy tego, bo świszczą nam za uszami kule niezwykle brutalnej, ale nierównej wojny politycznej prowadzonej w Polsce.
Józef Mackiewicz, który stanowi pretekst do naszego spotkania, był optymistą, skoro pisał te wszystkie rzeczy. Przekonywał, namawiał, polemizował. Motorem jego działań musiała być wiara w sens piętnowania naiwności polskich elit oraz uświadamiania ludziom prawdziwego oblicza nazizmu i komunizmu.
W odróżnieniu np. od teoretyków Szkoły Annales jestem przekonany, że o kształcie historii decydują przede wszystkim jednostki, a dopiero później procesy społeczne, ekonomiczne, itd. To wybitna jednostka rzuca iskrę w przełomowym momencie, przestawiając rozwój wypadków na nowy tor. Tym samym nie uważam, że historia jest zdeterminowana i że mamy kłaść się do góry brzuchem. No, chyba że rozumujemy w kategoriach planu bożego, ale raczej nie ma na Ziemi osoby wystarczająco kompetentnej do zbadania planu bożego. Ten przydługawy i zagmatwany wywód ma pana przekonać do optymizmu (śmiech).
[b]Z jakim uczuciem przyjął pan Nagrodę im. Józefa Mackiewicza?[/b]
Dumy i satysfakcji. To wymarzony patron, któremu i ja, i całe moje pokolenie bardzo wiele zawdzięczamy. Gdyby nie Mackiewicz, najpierw polska emigracja, a później, od lat 80., polska opozycja nie dysponowałyby stabilnym punktem odniesienia do walki z komunizmem. Akceptuję niemal wszystkie poglądy Mackiewicza poza jednym. Tutaj pozwolę sobie na zuchwałą polemikę z mistrzem. Otóż zwrócił on uwagę, że najbardziej oporne w stosunku do, jak on to mawiał, „bolszewizmu” są narody azjatyckie, a z tym się zgodzić nie mogę. Komunizm znacznie łatwiej implantuje się w takich krajach, jak Chiny, Mongolia, Korea, Wietnam. W świecie, w którym panuje tradycja buddystyczno-konfucjańska, gdzie nie ma tak silnego pierwiastka indywidualizmu, który zapewnia tradycja judeo-chrześcijańska, a do idealizmu dąży się jeszcze na ziemi, komunizm zbiera największe żniwo. Natomiast zgadzam się, że największe spustoszenie sieje komunizm w świecie chrześcijańskim, gdzie eliminuje w człowieku poczucie własnej wyjątkowości, wartości i wolności.
Ale to moje jedyne zastrzeżenie do twórczości Józefa Mackiewicza, bo całość jest pionierska. On już w 1920 r. opowiedział, czym naprawdę jest komunizm. Orwell, Herling-Grudziński i Miłosz de facto korzystali z gotowego wzorca, choć co prawda poznali tę ideologię na własnej skórze.
[b]Które z jego książek ceni pan najwyżej?[/b]
Z powieści pewnie „Drogę donikąd”, ale spośród wszystkich jego dzieł „Zwycięstwo prowokacji”. Kosmos! – jak mawia mój kolega.