„Mind the gap!" – ostrzega głos w londyńskim metrze, gdy pociąg wjeżdża na stację i otwierają się drzwi: „Uwaga, przepaść!". Wprawdzie chodzi tylko o odstęp między pociągiem a peronem, ale słowo „przepaść", prócz tego, że brzmi ciekawiej, oddaje także inny, głębszy sens angielskiego ostrzeżenia. Mogłoby służyć jako hasło dla dzisiejszego lewicowo-liberalnego establishmentu, intelektualnych elit i politycznie poprawnego myślenia w całym zachodnim świecie. A także, jak się bliżej przyjrzeć, większości obecnych europejskich rządów. Szczególnie dobrze pasuje właśnie w Anglii, gdzie przepaść jest stałym tematem; trudno otworzyć gazetę, by się na nią nie natknąć.
Uważajmy zatem na tę przepaść, miejmy ją stale na uwadze, nie spuszczajmy z niej oka nawet na chwilę: przepaść między biednymi a bogatymi, między pierwszym a trzecim światem, między szkołami prywatnymi a państwowymi, pacjentami prywatnymi a państwowymi, płacami kobiet a płacami mężczyzn, liczbą kobiet a liczbą mężczyzn na uniwersytetach, w biznesie, w parlamentach, temperaturą teraz a temperaturą... no dobrze, może globalnego ocieplenia nie da się w ten schemat wepchnąć (choć w ogólny schemat z kwestią przepaści związany, czyli schemat dotyczący moralności w polityce – jak najbardziej, o czym za chwilę).
Równość, czyli niwelowanie
We wszechobecnym nacisku na przepaść niepostrzeżenie, bezdyskusyjnie zostało przyjęte pewne milczące założenie: że równość jest dobrem największym. Nie wyrównanie szans, lecz równość, czyli w praktyce niwelowanie wszelkich nierówności. Założenie to z kolei jest związane z szeregiem innych, na ogół wraz z mową o przepaści gdzieś tam w tle się kryjących, z których najważniejsze są dwa: że to państwo powinno się troszczyć o nasz dobrobyt, zdejmując z nas i biorąc na siebie jak największą ilość obowiązków, i że miarą dobrej polityki państwa jest wysokość jego wydatków – niezależnie od prawdziwych korzyści z nich płynących. Słyszy się też dość często enigmatyczny pogląd, że taka właśnie polityka jest „moralna".
Wraz z tymi zasadami zostało przez intelektualne liberalno-lewicowe elity przyjęte, jak to bezwyjątkowo w takich przypadkach bywa, w każdym zakątku świata i na każdy temat, że ktokolwiek im zaprzecza – a zatem kto mniej się o przepaść troszczy niż o realną poprawę kondycji tych, co po niekorzystnej jej stronie się znajdują – jest zły, niemoralny, wyzuty z ludzkich uczuć, z troski, z solidarności, ze wszelkiego współczucia. Warto w tym miejscu zauważyć, że lewicowe elity (znów: jak to często u lewicowych elit bywa) popadają tu w sprzeczność; to, czego nie lubią, jest dla nich złem absolutnym, lecz jednocześnie duża ich część, jako moralni i kulturalni relatywiści, samo pojęcie zła absolutnego potępiają.
Tak więc choć obiektywnych kryteriów zła i dobra rzecz jasna nie ma i być nie może, zło absolutne równie oczywiście znajduje się po stronie... i tu dobrze znany spis: tych, co nie troszczą się o przepaść, co kwestionują wydatki państwa, co nie wierzą w antropogenne globalne ocieplenie (odtąd AGO, bo będzie jeszcze o nim mowa), co bronią wartości zachodniej cywilizacji, co bronią chrześcijaństwa, co ośmielają się krytykować islam itd.