Patryk ma rację. Latem 2019 roku, gdy kraj zmagał się z upałami i suszą, czego skutkiem było to, że w wielu miastach zaczęło brakować wody, Jan Mencwel wraz z internautami stworzył zestawienie miast, które zmieniły miejskie place i skwery „z oaz zieleni w betonowo-parkingowe pustynie i wyspy ciepła". Aktywista tłumaczył, że drzewa swoimi korzeniami zatrzymują wodę w gruncie i ograniczają parowanie. Kiedy ich nie ma, woda nie ma gdzie wsiąknąć, spływa po powierzchni, czego efektem są liczne ostatnio podtopienia. Drzewa chronią też przed upałami, a skoro ciągle rosną temperatury, nie ma wątpliwości, że powinny być kluczowym elementem miast. Ochładzają otoczenie na kilka sposobów. Po pierwsze zapewniają cień, który pozwala nam schować się przed słońcem i obniżyć odczuwalną temperaturę nawet o kilkanaście stopni. Po drugie cień ogranicza nagrzewanie otoczenia, czyli chodników, jezdni, budynków czy stojących aut. A po trzecie drzewa gromadzą wilgoć. Należy jednak pamiętać, że starych, rozłożystych drzew dających dużo cienia nie zastąpią małe drzewka posadzone w kamiennych doniczkach. Te drugie nie przyniosą nam ulgi w czasie upałów.
Władze są zadowolone
Z sondażu, który przeprowadził miejscowy „Goniec Bartoszycki", wynika, że trzydzieści siedem procent mieszkańców jest zadowolonych z nowego wyglądu rynku. Jednak zdecydowana większość, bo aż pięćdziesiąt siedem procent, uznała, że rynek po rewitalizacji im się nie podoba. W pierwszej grupie są władze Bartoszyc. Cieszą się, bo udało się im odtworzyć historyczny wygląd placu z początku XX wieku, a zarazem zmienić go tak, aby mogły się tam odbywać imprezy masowe, targi czy jarmarki. Zadowolenia nie krył na przykład burmistrz Piotr Petrykowski, który przedstawił własną definicję placu miejskiego: „Plac ma być żywy, nie do siedzenia pod drzewami. Jest po to, aby robić imprezy, żeby można było rozstawić kramy, wojsko mogło złożyć przysięgę czy straż pożarna swoje święto" – powiedział w telewizji publicznej.
Wiosną 2020 roku zapytałem władze Bartoszyc, czy na starówkę zostaną przeniesieni kupcy, skoro burmistrz mówi o rozstawianiu kramów. W odpowiedzi ratusza przeczytałem tylko, że „będą odbywać się tam jarmarki". Szczegółów brak zapewne dlatego, że krótko przed zakończeniem rewitalizacji placu Konstytucji 3 Maja miasto otworzyło nowo powstałe targowisko miejskie, z zadaszonymi straganami i boksami. Byłem ciekaw również, dlaczego zdecydowano się wyciąć drzewa i zlikwidować tereny zielone na rynku. „Wycięć i nasadzeń dokonano zgodnie z zaleceniami konserwatora zabytków" – odparł Robert Pająk, sekretarz miasta. Zapytałem więc, czy władze miasta nie obawiają się, że w obliczu zmian klimatycznych i susz usunięcie drzew sprawi, że rynek będzie rzadziej odwiedzany przez mieszkańców i turystów. Dowiedziałem się jedynie, że „pytanie to nie spełnia cech informacji publicznej". A ponieważ większości mieszkańców nie podoba się efekt rewitalizacji, spytałem wreszcie, w jaki sposób konsultowali z nimi projekt i koncepcję zmian na rynku. Robert Pająk nie odpowiedział, jak wyglądały konsultacje; ponownie przeczytałem, że władze miasta opierały się na wytycznych konserwatora zabytków.
Zignorowany głos sprzeciwu
A jednak głosy krytyczne wobec przywrócenia rynkowi wyglądu z początków XX wieku pojawiały się, jeszcze zanim ruszyła budowa. Już w marcu 2016 roku, kiedy przedstawiono koncepcję, mieszkańcy pytali o planowaną wycinkę drzew i uznali, że nie jest to dobry pomysł. Głos sprzeciwu zignorowano również kilka miesięcy później, kiedy architektka Małgorzata Olchowska w artykule opublikowanym w „Gazecie Olsztyńskiej" oceniła, że plany rewitalizacji placu Konstytucji 3 Maja są nieudane. „To, co autor i radni nazywają rewitalizacją, jest po prostu wymianą nawierzchni oraz wycinką drzew"– napisała. Olchowska szczegółowo opisała swoje wątpliwości, argumentując między innymi, że na rynek nie zjeżdżają już kupcy z całej okolicy, donice wykorzystuje się jedynie tam, gdzie nie można zasadzić drzew (bo pod placem jest na przykład podziemny parking), a do tego w projekcie brakuje elementów małej architektury zachęcających do zabawy i spędzania w tym miejscu czasu, czyli na przykład ławek do leżakowania, stołów do ping-ponga albo gry w szachy czy placu zabaw dla dzieci. Zachęcała, aby iść za przykładem europejskich miast, które tak właśnie zmieniają swoje centra.
W marcu 2020 roku zagadnąłem Olchowską, czy władze miasta w jakikolwiek sposób zareagowały na jej artykuł. Może burmistrz zaprosił ją na rozmowę, aby wysłuchać uwag? Albo chociaż odpowiedział na zarzuty w gazecie?