Goethe patrzy w lewo

W Instytucie Goethego uczą niemieckiego i propagują niemiecką kulturę. Ale instytucja ta pragnie również „prowokować do dyskusji”. Dość jednostronnej

Publikacja: 24.03.2012 00:01

Goethe patrzy w lewo

Foto: ROL

Polakom Instytut Goethego kojarzy się przede wszystkim z popularnymi kursami języka niemieckiego. Jego internetowa witryna jest pełna informacji o kursach, egzaminach czy doszkalaniu nauczycieli. Warszawska placówka proponuje ponad 100 kursów na różnych poziomach zaawansowania. Letni semestr wystartował 1 marca. W warszawskim oddziale Instytutu Goethego języka uczy się 2 tys. osób, w krakowskim kolejny tysiąc. – Polska jest dla Niemiec bardzo ważnym krajem. Tylko w szkołach niemieckiego uczą się ponad dwa miliony uczniów. A przecież uczą go też prywatne szkoły językowe, korepetytorzy. W żadnym innym kraju nie ma takiego zainteresowania naszym językiem – wylicza Georg Blochmann, dyrektor Instytutu Goethego w Warszawie. Rzeczywiście, nauczanie języka to główna oś działalności niemieckiej placówki.

Robota ideologiczna

Nowoczesny budynek Instytutu znajduje się w samym centrum miasta, na tyłach ulicy Chmielnej. W przeszklonej bibliotece kręci się kilka osób. Na korytarzach spokój, zapełnią się kursantami dopiero po południu. Dyrektor przyjmuje nas w swoim gabinecie na ostatnim piętrze. Tablica korkowa za jego biurkiem udekorowana jest tęczową flagą symbolizującą ruch gejowski: Instytut Goethego swoje sympatie lokuje raczej po lewej stronie. I choć to instytucja działająca na zlecenie niemieckiego MSZ, dyrektor warszawskiej placówki zaznacza, że są niezależni. – Nie realizujemy polityki kulturalnej niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Sami decydujemy, co będziemy promować i nad czym będziemy pracować, choć czynimy to po uzgodnieniu z ambasadą Niemiec i niemieckim MSZ – mówi Blochmann.

Zaangażowanie Instytutu w lewicową misję widać po tym, z jakimi środowiskami współpracuje w Polsce. Jednym z głównych jego partnerów jest Krytyka Polityczna, w której lokalu, kawiarni Nowy Wspaniały Świat, organizuje wiele imprez. Podczas realizowanego w 2010 roku projektu „The Promised City" to działacze Krytyki – Sławomir Sierakowski, Maciej Gdula czy Michał Sutowski – prowadzili dyskusje o polskiej polityce, gospodarce, życiu społecznym czy sztuce. Do Nowego Wspaniałego Świata Instytut Goethego zaprasza na spotkania o Karolu Marksie (konferencja pt. „Myśleć Marksem") czy warsztaty o demokracji w Internecie.

– Współpracujemy z Krytyką Polityczną, bo to prężne środowisko młodych intelektualistów – przyznaje Blochmann. – Zresztą z jaką grupą o poglądach konserwatywnych moglibyśmy współpracować? Proszę zaproponować chociaż jedną. Nikt z tamtej strony nie zgłosił się do nas z propozycją współpracy.

Sławomir Sierakowski, założyciel i redaktor naczelny pisma „Krytyka Polityczna", był stypendystą Instytutu Goethego. Specjalnym medalem Goethego, który od 1975 roku jest oficjalnym niemieckim odznaczeniem państwowym, został z kolei uhonorowany Adam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej". Wyróżnienie przyznano mu za zasługi na rzecz dialogu między Europą Wschodnią i Zachodnią.

Osoby związane z Instytutem opowiadają nam, że placówka, dysponując ogromnymi środkami, aktywnie wspiera dziennikarzy. Dofinansowuje im zagraniczne wyjazdy, zleca teksty. Ale dotyczy to dziennikarzy tylko z jednego środowiska – reprezentujących „Gazetę Wyborczą", „Politykę" czy wspomnianą już „Krytykę Polityczną". Potem Instytut liczy na ich wsparcie przy okazji organizowanych wydarzeń, bo, jak mówią pracownicy, skoro Instytut finansuje ich wyjazdy, to nie wypada mu odmówić. Zdaniem naszego rozmówcy taka postawa jest nie tylko wynikiem lewicujących poglądów zmieniających się co cztery lata dyrektorów instytutów, ale przede wszystkim polskich pracowników.

Afiszowanie się Instytutu Goethego z lewicowymi sympatiami dziwi prof. Andrzeja Saksona, socjologa z Instytutu Zachodniego w Poznaniu. – Uznaje to za błąd w sztuce. Taka instytucja powinna propagować kulturę, dorobek cywilizacyjny swojego kraju i pozyskiwać do tego artystów, intelektualistów z różnych środowisk i o różnych poglądach – uważa. – Zwłaszcza że mamy w Polsce całą gamę niemieckich fundacji politycznych, które realizują pracę ideologiczną. Od Fundacji Róży Luksemburg po Fundację Konrada Adanauera.

Profesor dodaje, że lewicowe sympatie Instytutu Goethego to pochodna układów politycznych w Berlinie. – Dobór współpracowników w poszczególnych krajach zależy od zapatrywań dyrektora centrali – uważa.

Postmodernizm i brak konwenansów

Według oceny Marty Zawilskiej-Florczuk zajmującej się badaniem Niemiec w Ośrodku Studiów Wschodnich Instytut Goethego jest skuteczny w swoich działaniach. – Choćby dlatego, że to znana instytucja, wielu ludzi wie o jej istnieniu. To wiąże się oczywiście z dużymi nakładami finansowymi, jakie Instytut otrzymuje z budżetu państwa, ale i z pozycją Niemiec – wyjaśnia.

Doktor Ryszard Żółtaniecki, były ambasador Polski w Grecji i na Cyprze, ekspert w dziedzinie dyplomacji kulturalnej z Collegium Civitas, zaznacza, że przez lata Instytut Goethego był postrzegany w Polsce jako wzorzec. Czy nim jest? – Są różne wzorce. Inaczej działa Instytut Cervantesa, inaczej Instytut Francuski. Jeśli chodzi o Instytut Goethego, to do mnie akurat nie dociera to, co robi – mówi „Rz". – Chętnie obejrzałbym wystawę sztuki pruskiej z przełomu XIX i XX wieku, ale Instytut Goethego takiej wystawy nie zorganizuje. Jeśli dostaję od nich jakieś zaproszenia, to jeszcze zanim je otworzę, wiem, że to np. kolejny offowy spektakl – dodaje. – Co prawda Niemcy są stolicą liberalnej kultury i offu, ale liberalizm w działaniach Instytutu Goethego wynika moim zdaniem z samoograniczenia się. Uciekają od historii w liberalizm i brak konwenansów.

Rzeczywiście, trudno zarzucić Instytutowi przesadne wspieranie klasycznych dokonań kultury. Na wystawach organizowanych przez nich króluje nowoczesność. Nawet bożonarodzeniowa choinka jest daleka od tej tradycyjnej. W wydanym przez Instytut albumie ze świątecznymi drzewkami są choinki skonstruowane z frytek, zapałek, a nawet zielone gałązki wystające z majtek modelki. Bodaj największym przedsięwzięciem Instytutu Goethego w ostatnim czasie było wyprodukowanie, wraz z Teatrem Rozmaitości w Warszawie, sztuki postmodernistycznego dramaturga Rene Pollescha, który w rozmowie z „Rz" powiedział niegdyś, że „heteroseksualność jest problemem, ponieważ jest elementem seksizmu".

Wcześniej Instytut Goethego współorganizował projekt izraelskiej performerki Yael Bertany, w którym przedstawiła ona wyimaginowany „Ruch Odrodzenia Żydowskiego w Polsce". Ruch w jej projekcie nawołuje do powrotu Żydów do Polski. „Już nie Uganda, Argentyna ani Madagaskar. Już nawet nie Palestyna. Tęsknimy za Polską, ziemią naszych ojców i dziadków" – czytamy w manifeście wyimaginowanego ruchu. Jego godło, orzeł wpisany w gwiazdę Dawida, również zdobi tablicę w gabinecie dyrektora Blochmanna.

Dyrektor przyznaje, że Instytut lubi prowokować. – Zaznaczam, że nie chodzi nam o to, żeby kogoś obrażać. Chodzi o sprowokowanie do dyskusji – mówi „Rz". – Jeśli zorganizuję koncert i zaproszę pianistę, który w klasyczny sposób zagra utwory słynnych niemieckich kompozytorów, to będzie to wieczór, jakich wiele w filharmoniach. Jeśli zaproszę młodego, niestandardowego artystę, jest duża szansa, że jego interpretacja wywoła szeroką dyskusję. I o to nam chodzi – wyjaśnia Blochmann.

Instytut prowokuje także na swojej stronie internetowej. W jednym z wywiadów z Niemcami mieszkającymi w Polsce pracujący w Międzynarodowym Domu Spotkań Młodzieży w Mikuszewie Falko Reichardt na pytanie, co go w Polsce zdziwiło, odpowiada: patriotyzm. „Dla mnie wszystkie te wątki bogobojno-ojczyźniane są bardzo niezwyczajne. W tym względzie mam poczucie, że w Niemczech jesteśmy już na etapie postnarodowym. Ludzie tutaj twierdzą, że to my – Niemcy – jesteśmy skrępowani własną historią. Zgadzam się, ale mam uczucie, że Polakom równie trudno wyzwolić się z wielu historycznych i kulturowych kontekstów. Niepokoi mnie, że w czasie wielu świąt niemal wszędzie wywieszane są flagi. Gdy widzę coś takiego, kojarzy mi się to z dyktaturą i wtedy zawsze ogarnia mnie bardzo dziwne uczucie".

Soft power Weimarczyka

W wywieszonym na stronie internetowej statucie Instytutu czytamy, że jego misją jest promowanie nauki języka niemieckiego za granicą, zachęcanie do międzynarodowego dialogu kulturalnego, przekazywanie wszechstronnego obrazu Niemiec poprzez dostarczanie informacji na temat niemieckiej kultury, społeczeństwa czy polityki. – Naszym celem nie jest propagowanie kultury niemieckiej, lecz przede wszystkim promowanie dialogu między Niemcami a innymi krajami. Reprezentujemy niemiecki głos w europejskiej zbiorowości kultur – tłumaczy Blochmann. – W naszych instytutach uczymy niemieckiego, ponieważ język odgrywa olbrzymią rolę w dialogu. Sprawia, że ludzie, którzy nie byli zdolni do rozmowy między sobą, mogą ją nawiązać.

Instytut Goethego ma 149 placówek w 92 krajach świata. – Tworzy pozytywną atmosferę dla Niemiec, która przekłada się też na relacje gospodarcze – ocenia Zawilska-Florczuk. – Nauczanie języka ma bardzo wymierny wpływ na późniejszą migrację zawodową do Niemiec. To bardzo ważna rola, bo sytuacja demograficzna Niemiec jest niezwykle trudna – mówi ekspertka. Wyjaśnia też, że działalność Instytutu polega na stosowaniu soft power, czyli wywieraniu „miękkiego" wpływu na społeczeństwo.

Nie można Instytutowi odmówić skuteczności w tej mierze: mimo bagażu dziejów Niemcy cieszą się w Polsce pozytywną opinią. Nie można również nie przyklasnąć misji promowania dialogu między naszymi narodami. Trudno jednak uniknąć wrażenia, że dialog ten ma dość ograniczone grono odbiorców. Ten, kto „nie myśli Marksem" i kogo nie pociąga offowa sztuka nowoczesna, nie będzie dla Instytutu partnerem do promowania dobrych relacji z Berlinem.

Polakom Instytut Goethego kojarzy się przede wszystkim z popularnymi kursami języka niemieckiego. Jego internetowa witryna jest pełna informacji o kursach, egzaminach czy doszkalaniu nauczycieli. Warszawska placówka proponuje ponad 100 kursów na różnych poziomach zaawansowania. Letni semestr wystartował 1 marca. W warszawskim oddziale Instytutu Goethego języka uczy się 2 tys. osób, w krakowskim kolejny tysiąc. – Polska jest dla Niemiec bardzo ważnym krajem. Tylko w szkołach niemieckiego uczą się ponad dwa miliony uczniów. A przecież uczą go też prywatne szkoły językowe, korepetytorzy. W żadnym innym kraju nie ma takiego zainteresowania naszym językiem – wylicza Georg Blochmann, dyrektor Instytutu Goethego w Warszawie. Rzeczywiście, nauczanie języka to główna oś działalności niemieckiej placówki.

Robota ideologiczna

Nowoczesny budynek Instytutu znajduje się w samym centrum miasta, na tyłach ulicy Chmielnej. W przeszklonej bibliotece kręci się kilka osób. Na korytarzach spokój, zapełnią się kursantami dopiero po południu. Dyrektor przyjmuje nas w swoim gabinecie na ostatnim piętrze. Tablica korkowa za jego biurkiem udekorowana jest tęczową flagą symbolizującą ruch gejowski: Instytut Goethego swoje sympatie lokuje raczej po lewej stronie. I choć to instytucja działająca na zlecenie niemieckiego MSZ, dyrektor warszawskiej placówki zaznacza, że są niezależni. – Nie realizujemy polityki kulturalnej niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Sami decydujemy, co będziemy promować i nad czym będziemy pracować, choć czynimy to po uzgodnieniu z ambasadą Niemiec i niemieckim MSZ – mówi Blochmann.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą