Czy rzeczywiście model w czasie pozowania myśli o sobie, bilansuje swoje życie, dogrzebuje się do sensu swojego istnienia??Każdy? Czy również ten, który siedzi przed rajzbretem ulicznego karykaturzysty?
Może ludzie nie pozują właśnie dlatego, że boją się prawdy o sobie? Ks. Tischner przed laty w wywiadzie telewizyjnym powiedział, że największym problemem współ- czesnego człowieka jest to, że nie chce mieć sumienia. Model, chce czy nie chce, w chwili pozowania robi mimowolny rachunek sumienia. Obnaża się sam przed sobą. Może sobie nagle uświadomić, że jego styl życia, drogie auta i kosztowne podróże to nie on sam, lecz zaledwie opakowanie, że sam bez drogiego auta nadal jest nikim. Luksusowych modeli BMW czy Bentleya wyprodukowano tysiące, to zaledwie jakaś wyższa półka, gdy chodzi o standard życia.
Bogaty człowiek ma niemal wszystko: żeby zamówił portret, musi jeszcze chcieć określić swoją osobowość, indywidualność, fakt, że istnieje. To wymaga odwagi, otwartości, dystansu do siebie, bo malarz często ma intuicję, może odkryć prawdziwą naturę człowieka.
Dla jasności powiem wprost, że oczywiście nie potępiamy bogactwa. Rozmawiamy jedynie o stylu życia bogatych. Może ludzi odrzuca swoista archaiczność portretowej tradycji? Portret może kojarzyć się z muzeum...
W muzeach lub na rynku sztuki mamy tysiące portretów między- wojennej polskiej inteligencji, nauczycieli, lekarzy, prawników. Dlaczego tak chętnie zamawiali swoje wizerunki?
Bo to była przede wszystkim rodzinna tradycja, mieszczańska, szlachecka. Był dom, był portret. To mógł być dom biedny w sensie materialnym. Z pamiętników wiado- mo, że kiedy pod koniec XIX wieku chłopi wyjeżdżali za chlebem do Ameryki, to zabierali ze sobą również fotograficzne portrety, jakie wcześniej zamówili u wędrownych fotografów. Te zdjęcia były nierzadko podmalowane. Była w Zachęcie znakomita wystawa „Fotografie chłopów polskich", cóż za bogactwo!
Ks. Jan Twardowski powiedział mi kiedyś, że historię Polski postrzegamy poprzez portrety. Wcześniej potwierdziła to legendarna wystawa „Polaków portret własny" w Muzeum Narodowym w Krakowie.
To oczywistość! Królów wyobrażamy sobie tak, jak ich Matejko sportretował na podstawie historycznych przekazów, dokumentów. Ale są portrety, gdzie wielcy Polacy pozowali malarzowi, np. Marszałek – Wojciechowi Kossakowi. Historia przez wieki była obrazowana, nie tylko opisywana. A historia to ludzie.
Czy portret oficjalny jest zawsze źródłem prestiżu?
Buduje człowieka, umiejscawia go. Są na uczelniach galerie portretów uczonych, od wieków wzbogacane przez kolejne obrazy. Jak dziś publikuje się wizerunek jakiegoś uczonego, to często jest to portret z adnotacją, że pochodzi z takiej galerii, takiej wspólnoty. To samo dotyczy portretów duchownych. Historyczny portret adwokata pokazuje reprezentanta dawnej palestry, konkretnego świata wartości, obyczajów. Sportretowani należą przede wszystkim do wspólnoty miłośników sztuki.
Wiadomo, czym jest portret oficjalny. Natomiast prywatnie model płaci i stawia warunki...
Pewien zamożny człowiek chciał zamówić u mnie portret i rzeczywiście postawił warunki. Ma być na obrazie „po amerykańsku pozytywny", to znaczy uśmiechnięty, przystojny, elegancki, ulizany, po prostu: grzeczny! Chciał być tak spostrzegany. Ja widziałem w nim kogoś znacznie ciekawszego, duchowo bogatszego. Do portretowania nie doszło. Ludzie kochają wyobrażenia o sobie, są do nich przywiązani. Jeśli malarz posłusznie namaluje to wyobrażenie, to model powie, że portret jest OK! Gorzej, gdy namaluje prawdę.
Kiedy Bacon malował portret Luciana Freuda, to przecież Freud nie narzucał mu sposobu malowania. Ten słynny obraz przeszedł do historii jako wizja Bacona. Model nie ma nic do gadania... Portret ma być dziełem sztuki!
Zamawiający na ogół kojarzą dziś portret z fotograficznym podobieństwem...
Czy fotografia jest konkurencją dla malarskiego portretu?
To idzie równolegle. Wyjątkowa fotografia jest tak samo trudna jak obraz.
Wystarczy przecież nacisnąć migawkę...
Otóż nie! Fotografia może być wyjątkowa. Wyjaśnię to na przykładzie malarstwa. Namalowano tysiące portretów papieży, ale tylko portret namalowany przez Velazqueza jest wyjątkowy. Jest w nim nieprawdopodobne połączenie artystycznego wyrazu z prawdą o człowieku w ogóle. Widzimy człowieka, czujemy jego niepowtarzalność i uniwersalność jednocześnie. Wyjątkowa fotografia też ma w sobie taką siłę. Nawiasem mówiąc, tym portretem papieża zachwycał się wspomniany Bacon.
Stworzył pan 150 rysunkowych portretów poety ks. Jana Twardowskiego. Co się z nimi dzieje?
Są u mnie w domu. Miałem przyjemność godzinami przebywać z ks. Janem, rozmawiałem z nim, przy okazji portretowałem. Te portrety to dla mnie rodzaj dziennika. Okazuje się, że każdy rysunek jest inny. Na każdym rysunku na pozór jest ksiądz Jan, ale tak naprawdę nie ma go. W mojej ocenie nie udało mi się wyrazić istoty tego człowieka. To była przechadzka obok.
Jak uczy pan portretowania?
Nie da się tego nauczyć! Sami muszą to przećwiczyć w wieloletniej praktyce. Artysta tak naprawdę przede wszystkim jest samoukiem. Nie będę studentowi dawał gotowej recepty, choć tych recept w dziejach sztuki jest dużo. Trudno czasami odróżnić jednego malarza od drugiego malarza. To dziś jest klęska sztuki. Student ma mieć swój wyraz, sam musi go znaleźć poprzez pracę.
Powtórzę, model nie powinien mieć nic do gadania! Sam dowiedziałem się tego nie w czasie studiów w Akademii, lecz dopiero po wielu latach pracy.