Znany publicysta Jan Pospieszalski jeżdżąc po kraju pokusił się kiedyś o eksperyment – z czego zdał niedawno relację w tygodniku „Sieci" i na portalu wpolityce.pl. Zadawał studentom i licealistom pytania o wydarzenia grudniowe. „Niemal w stu procentach przypadków odpowiedzią było wzruszenie ramion" – wskazuje Pospieszalski, dodając przy tym, że dla odmiany ponad połowa pytanych wiedziała, co to zbrodnia w Jedwabnem. Poznański czerwiec też większości nic nie mówił, w przeciwieństwie do pogromu kieleckiego, bo o nim wielu słyszało.
I wtedy publicysta zaproponował: „Zróbmy zamianę. Powiedzmy: masakra gdańska i jedwabnieński lipiec. Powiedzmy: zbrodnia poznańska i kielecki lipiec". – To robiło na ludziach wrażenie – skwitował, wskazując, jak za pomocą języka można manipulować pamięcią.
Pospieszalski nie ma wątpliwości, że to pokazuje, „jak w pewnych przypadkach ktoś zadbał, żeby ocena moralna wydarzeń była podkreślana takimi słowami jak zbrodnia czy pogrom, a w innych – żeby tragiczne wydarzenia eufemistycznie powiązać z nazwami miesięcy".
Ów proceder jest twórczo rozwijany przez postępowe środowiska naukowe, bo najwyraźniej nie ma takiej granicy, której nie mogłyby przekroczyć, żeby tylko rozprawić się z polskimi „antysemitami". Albo „homofobami". Albo katolikami. Albo patriotami i ich narodowymi mitami. A najlepiej ze wszystkimi naraz.
Wojskiego falliczna gra na rogu
Chyba żadna z postępowych prowokacji nie wywołała takiej burzy, jak niedawna, do dziś gorąco komentowana, „genderowa" analiza postaw bohaterów „Kamieni na szaniec". Elżbieta Janicka, rocznik 70., doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Slawistyki PAN, za pośrednictwem depeszy PAP postanowiła zdemaskować obraz młodych powstańców warszawskich, bohaterów kilku pokoleń czytelników książki Aleksandra Kamińskiego, czyli Alka, Rudego i Zośki. Językoznawczyni z PAN wskazała, że przyjaźń „Rudego" i „Zośki", uznać trzeba za więź homoseksualną. Zasugerowała przy tym, że prawdziwym motywem, dla której oddział Szarych Szeregów zorganizował brawurową akcję odbicia 25 więźniów z rąk gestapo, w tym „Rudego", było owo homoseksualne uczucie.
„Naukowy dowód" Janickiej wywołał – prócz głosów wielkiego oburzenia – także lawinę kpin z naukowego warsztatu pani adiunkt z PAN. Publicysta „Do Rzeczy" Marek Magierowski zaproponował badaczce z PAN listę bohaterów literackich do analizy. „Aż się prosi, by Elżbieta Janicka zinterpretowała także na nowo koncert Wojskiego na rogu tym razem w kontekście fallicznym. »Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty / Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty / Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął«. Mój Boże, jakżeż mogliśmy być tak ślepi!".
– To jest bardzo niepojący trend – martwi się prof. Ryszard Legutko, polityk PiS i były minister oświaty. – Bo namnożyły się te różne programy genderowe na uczelniach, na to płyną pieniądze państwowe i unijne. Sam Legutko już ze dwie dekady temu prorokował, że w „Dziadach" w końcu doczekamy się ks. Piotra w homoparze z Konradem: – Padło na „Kamienie na szaniec"... Cóż. To jest taka zaraza, która niszczy humanistykę, tymczasem to nie jest żadna rewolucja. To kalki światopoglądowe. Ciekawe, że literaturoznawstwo jest szczególnie zdegenerowane, bo spolityzowane strasznie i to w wersji neomarksistowskiej. Literatura, jak kiedyś, ma być słuszna. Spełniać wymogi politycznej poprawności. Klucz marksistowski zawierał w sobie jeden element, czyli klasę, neomarksizm ma klasę, rasę i płeć, i tylko tym się różni. I u nas się to tym kluczem wyklucza – bo antysemityzm, patriarchat, homofobia. Kiedyś były masówki, dziś są akcje medialne – mówi dziś.
I wskazuje na charakterystyczny rys warsztatu neomarksistów. – To się u nich przejawia poprzez żargon – język jest pokrętny, hermetyczny, a w gruncie rzeczy niesie prymitywny przekaz, a zasada jest taka, że im bardziej struktura mętna, tym myśl bardziej toporna.
Na szyderstwach jednak nie mogło się skończyć. Struny szarpnięte przez Janicką zagrały dla wielu zbyt perfidnie i zbyt boleśnie. – Zaświadczam, że byli to normalni, zdrowi, młodzi chłopcy z żelaznymi zasadami. I wielcy patrioci – zareagowała na rewelacje Janickiej Katarzyna Nowakowska pseud. Kasia, odznaczona Krzyżem Walecznych, powstaniec warszawski z 3 batalionu pancernego „Golski". Nowakowska uznała rewelacje Janickiej za krzywdzące, niesmaczne i insynuujące rzeczy nieprawdopodobne.
Odezwali się też inni koledzy z AK i Szarych Szeregów, zaapelowali: „My, żyjący jeszcze harcerze Szarych Szeregów i Armii Krajowej, zwracamy się do dziennikarzy, publicystów, historyków – także z PAN – o opieranie się w swoich wypowiedziach o nas na faktach, nie na piarowskich fantazjach.
Apel tym bardziej zasadny, że na homoetykietowaniu powstańców warszawskich Janicka nie kończy. Autorowi „Kamieni na szaniec" zarzuca antysemityzm, bo gloryfikując powstańców warszawskich – pominął milczeniem powstanie w getcie, choć był łącznikiem AK z gettem (otrzymał medal Sprawiedliwego wśród Narodów Świata). Tych zarzutów Janicka rzecz jasna też nie poparła dowodami.
Powietrze pełne antysemityzmu
Elżbieta Janicka to nie tylko językoznawca z PAN i Collegium Civitas. Także fotografik i wykładowca ASP w Łodzi. I może właśnie tam trzeba szukać źródeł jej nietuzinkowych metod badawczych. Tu siedem lat temu pierwszy raz udało się jej skupić na sobie uwagę – za sprawą wystawy pt. „Miejsca nieparzyste". Wśród prac puste kadry obramowane jedynie „ząbkami" kliszy fotograficznej z logo firmy AGFA (część IG Farben, firmy, która w czasie wojny wykorzystywała do pracy więźniów – w tym więźniów Aushwitz-Birkenau) i która produkowała cyklon B.
Miały one być artystyczną „rejestracją powietrza nad obozami zagłady" i zarazem symbolem „paradoksu niewyrażalności Shoah". Zaś powietrzna metafora – odkrywać ukryte związki między antysemityzmem a Holokaustem. Ukryte, bo sedno metody sprowadza się do rozróżnienia pojęć „widzianego" i „widzialnego" - widzialne to to, co może zostać zobaczone, bo to jej wizualny przejaw, zaś widziane – już od możliwości i ograniczeń postrzegającego. Jakiż potencjał interpretacyjny!
W przypadku artystycznego wyrazu trudno odmówić takiej metodzie sensu, choć już opis autorski wystawy wskazuje, że na innych polach dostrzeganie ukrytych „w powietrzu" związków między antysemityzmem a Zagładą, może kusić niczym nieskrępowaną – nawet histeryczną – dowolnością. – W powietrzu krążą popioły, my tym powietrzem oddychamy – mówiła Janicka w wywiadzie publikowanym w katalogu. – A wiatr, chmury, deszcz? Popioły są w ziemi, w rzekach, na łąkach i w lasach, poddawane nieprzerwanemu recyklingowi, w którym uczestniczymy nie ruszając się z miejsca zamieszkania, kupując w osiedlowym spożywczym żółty ser ze spółdzielni mleczarskiej w Kosowie Lackim, miód z tamtych terenów czy sos tatarski z Wizny. Bo tam się pasą zwierzęta. W Treblince stoją przy drodze żółte, trójkątne znaki drogowe z krową. Znak z krową obok znaku „Treblinka".
Sprawa się komplikuje, a może należałoby powiedzieć, gdy przełożyć taką metodę postrzegania rzeczywistości na język nauki. Tymczasem już w eseju komentującym „Miejsca nieparzyste" pt. „Hortus Judeorum. Refleksje oddechowe i pokarmowo-trawienne na marginesie pracy »Miejsce nieparzyste«" Janicka idzie na całość. Powietrze to nie tylko przestrzeń, w której krążą popioły z krematoriów, lecz przestrzeń „przesycona niewidzialnym antysemityzmem, nienawiścią wchłanianą tak łatwo, jakby się nią oddychało". I ukryta groźba ubrana w bezradność: nie da się zasymilować przemocy, jaką była Zagłada, gdyż jest ona obecna w stanie potencjalnym.