Nic i Jules. Dwie „mamy" wychowujące Joni i Lasera. Szczęśliwa amerykańska rodzinka, może ciut nietypowa, bo bez taty, ale przecież i tak wszystko jest, jak głosi tytuł filmu Lisy Cholodenko, w porządku. Przynajmniej do momentu, w którym dorastające rodzeństwo nie zaczyna mędrkować na temat tego, jak przyszło na świat w związku dwóch kobiet i dopóki nie odnajduje biologicznego ojca. Pojawienie się dawcy spermy burzy nieco spokój rodziny („matki" zachodzą w głowę, dlaczego ich dzieciom brakuje ojca, a jedna z nich w końcu ląduje w łóżku z przystojnym mężczyzną), ale i tak wszystko kończy się happy endem. Jak to w filmie, ale... czy w podobny sposób nie patrzą na świat walczący o prawa gejów i lesbijek lobbyści, postępowi (a zarazem poprawni) politycy, a także usłużni celebryci i autorytety medialne, którzy gardłują za zezwoleniem parom homoseksualnym na adopcję dzieci?
Relikt przeszłości
Chciałabym, żeby pary homoseksualne mogły w Polsce adoptować dzieci. Lepsza dla dziecka jest adopcja przez pary homoseksualne niż wychowywanie przez patologiczne rodziny lub wynoszenie dzieci na śmietnik. Czy Elton John ze swoim partnerem zrobi krzywdę dziecku? Nie. Najważniejsza jest miłość do dziecka. Niejednemu dziecku będzie lepiej w rodzinie homoseksualnej niż w bożym związku kobiety i mężczyzny, gdzie mąż i żona są alkoholikami i biją dziecko lub zabijają"– wyznaje w rozmowie z Onet.pl Maria Czubaszek, satyryk.
„Owszem, na pewno życie tych dzieci nie jest łatwe. Jednak życie dziecka czasem w ogóle nie jest łatwe. Gdy się urodzi w rodzinie osób otyłych, okularników czy rodzinie romskiej lub żydowskiej, to też ma problemy. Gdy się urodzi w rodzinie polskiej, w nieprzychylnej nam atmosferze za granicą, to może nie mieć łatwo, bo jest Polakiem" – wtóruje Robert Biedroń, działacz gejowski i polityk partii Palikota, trywializując problemy związane z adopcją dzieci przez pary jednopłciowe.
Nie brak też opinii psychologów, którzy uważają, że posiadanie dwóch mam albo dwóch tatusiów to właściwie żadne zagrożenie dla prawidłowego rozwoju dziecka. „Nie widzę przeciwwskazań. Dla dzieci takie rozwiązanie nie ma żadnych negatywnych konsekwencji. Jednoznacznie stwierdzają to wyniki dotychczasowych badań, w których porównywano rozwój dzieci wychowywanych przez partnerów tej samej i różnej płci. Tych badań nie ma na razie zbyt wiele – jest ich kilkadziesiąt – niemniej są metodologicznie poprawne. Można więc na ich podstawie formułować prawomocne wnioski. Te wnioski są jasne: jeśli chodzi o przystosowanie psychologiczne, czyli tak zwane zdrowie psychiczne, rozumiane jako brak zaburzeń, prawidłowy rozwój poznawczy, tożsamość płciową, dzieci wychowywane przez pary homoseksualne nie ustępują w żaden sposób dzieciom z rodzin heteroseksualnych" – utrzymuje prof. Bogdan Wojciszke w rozmowie z „Newsweekiem". Naukowiec zapewnia, że straszenie przed adopcją przez pary jednopłciowe nie wynika z danych empirycznych, i dodaje, że tradycyjny model rodziny to już relikt przeszłości.
W Polsce, według różnych szacunków, od 15 do 50 tys. dzieci wychowuje się w parach jednopłciowych. Żyją w cieniu. Ze względu na nastroje społeczne (87 proc. zapytanych w 2013 roku przez CBOS respondentów zdecydowanie nie zgadza się na adopcję dzieci przez homoseksualistów) ich opiekunowie wolą mówić, że to dziecko przyjaciółki lub przyjaciela, że tylko chwilowo się nim opiekują. Trudno się więc dziwić, że okładka „Newsweeka" z lipca 2012 roku z parą lesbijek i ich wspólnie wychowywanym synkiem została uznana za przełomową. Kolejne tabu runęło. Choć jedna z pań nie chciała pokazać twarzy w tygodniku, to już parę dni później wystąpiła w telewizji śniadaniowej z otwartą przyłbicą. Wyszła z tytułowej szafy (reportaż w „Newsweeku" nosił tytuł: „Dwie mamy, dziecko i szafa").
Coming out
Iwona i Justyna – nauczycielka i barmanka – wychowują wspólnie czteroletniego Jasia. Matką Jasia jest Justyna, która z biologicznym ojcem chłopca była tylko przez kilka miesięcy. Rozstała się z nim, bo odkryła, że kocha kobiety. Rodziny obu dziewczyn nie zaakceptowały tego związku. Najpierw były awantury, a później ojciec Iwony odebrał jej dom. Atmosfera była nie do zniesienia, więc lesrodzina wyjechała z rodzinnego miasteczka i osiedliła się w miejscowości, gdzie nikt za bardzo nie zna ich sekretu. Choć po okładce „Newsweeka" i występie w telewizji śniadaniowej trudno mówić o anonimowości. Zresztą z zapewnień obu kobiet wynika, że środowisko z aprobatą przyjęło ich odmienność, a po artykule w tygodniku Iwona miała nawet otrzymać mnóstwo serdecznych wiadomości od swoich uczniów.