Tegoroczne dramatyczne wydarzenia na Ukrainie wywołały w Rosji swoiste wzmożenie moralne. Władza i związane z nią media skutecznie przekonały przeważającą część społeczeństwa, że w Kijowie doszła do władzy neobanderowska junta, która prześladuje rosyjskojęzycznych mieszkańców rządzonego przez siebie kraju. Tym, co się stało na Majdanie, uzasadniono między innymi aneksję Krymu.
W Rosji bardzo łatwo odwoływać się do emocji antyfaszystowskich czy – ściślej rzecz biorąc – antynazistowskich. W masowej wyobraźni Rosjan wciąż żywy pozostaje przecież mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i pamięć o zbrodniach, których dokonali Niemcy na terenie ZSRR. Skoro więc na Ukrainie rządzą neobanderowcy – a więc, upraszczając sprawę, spadkobiercy ukraińskich organizacji kolaborujących z III Rzeszą – to trzeba bić na alarm. Nad Dnieprem zalęgło się bowiem zło w czystej postaci. Trzeba mu więc dać odpór jak niegdyś Hitlerowi.
Liberalny spektakl
Człowiekiem, który w opowieściach o neobanderowcach upatruje drugiego dna, jest wpływowy politolog i filozof Aleksander Dugin, ceniony w Rosji komentator, goszczący w najważniejszych stacjach telewizyjnych. Nie kibicuje on bynajmniej zmianom politycznym na Ukrainie. Wręcz przeciwnie, Majdan to dla Dugina obóz wroga. Mamy tu zatem do czynienia ze zwolennikiem polityki Kremla, który z jakiegoś powodu mówi i pisze to, czego moskiewscy stratedzy nie mówią i nie piszą, chociaż przypuszczalnie myślą tak jak on, lecz wiedzą, iż otwarte artykułowanie określonych treści może skutkować własną kompromitacją.
W połowie marca Dugin się zastanawiał: „Czy lider Europejskiego Kongresu Żydów Ihor Kołomojski, główny sponsor Swobody i Prawego Sektora, podobny jest do nazisty?". Na pytanie to udzielił dość frapującej odpowiedzi: „Nazizm stanowi tutaj tylko zewnętrzną warstwę procesu. Ta radykalna rasistowska ideologia wykorzystywana jest w czysto pragmatycznych celach – żeby zrealizować geopolityczne zadania (oderwać Ukrainę od Rosji). (...) Dziś nikt nie kryje tego, że przewrót w Kijowie organizowały USA. (...) Panującą ideologią w USA nie jest żaden faszyzm, ale liberalna demokracja".
Dugin poniekąd przestrzegał wówczas przed uleganiem emocjom antyfaszystowskim i tym samym zdystansował się wobec stosowanego w propagandzie kremlowskiej zabiegu znanego jako reductio ad Hitlerum. Jego zdaniem nazizm to wygodny wróg, do którego Rosjanie się przyzwyczaili. Ale – apelował myśliciel – trzeba dostrzec prawdziwe źródło zła. A według niego znajduje się ono w Waszyngtonie: „Naziści są wykorzystywani jako pionki w liberalnym spektaklu".
Taka retoryka przywołuje skojarzenia z epoką sowiecką. To w tamtych czasach mogliśmy się dowiedzieć o tym, że CIA dała schronienie niektórym niemieckim nazistowskim zbrodniarzom – tym, którzy byli w posiadaniu rozmaitych cennych informacji na temat ZSRR – i korzystała z ich usług w zimnej wojnie. Kilka lat temu wątek ten podjął prokremlowski dziennikarz Michaił Leontiew w zrealizowanym przez siebie filmie dokumentalnym, w którym zarzucił urzędującemu wtedy prezydentowi Ukrainy Wiktorowi Juszczence powiązania z amerykańskimi tajnymi służbami.