W starych, chyba dobrych, czasach media dzieliły się na opiniotwórcze i bulwarowe. Istniały tematy, które fascynowały jednych i mierziły drugich – tego rozróżnienia trzymano się zresztą sztywno, z rozmysłem nie zacierając granic. Wiadomo było, gdzie szukać powagi, a gdzie blagi. Do czasu, a właściwie czasów – tych parszywych, które właśnie nastały, gdy sacrum miesza się z profanum, złoto z tombakiem, wysoka kultura z jej totalnym brakiem czy wręcz jawnym chamstwem i prostactwem. Dzisiaj media – kurczowo chwytające się każdej okazji do podniesienia zysku (w przypadku kapitału zagranicznego) lub gwarancji przeżycia (w przypadku kapitału rodzimego), co na jedno zresztą wychodzi – sięgają po tematy sobie do tej pory obce. W imię iluzji, że oto dotrzemy do nowego czytelnika, którego nie przekonują nasze wynurzenia polityczno-gospodarcze-historiozoficzne, ale może zachęci go – za przeproszeniem – goła d..., bo jest głupi i to kupi....
Złudzenia, które znam niestety z własnego doświadczenia. Tak bywało i wciąż bywa w wielu redakcjach, z którymi miałem styczność – także w szanujących się tygodnikach opinii, które gremialnie wprowadziły kolumny celebryckie, gdzie starają się wbijać szpile – mniej lub bardziej udolnie – znanym z bycia znanymi. Publikując tu i tam, zewsząd słyszę podszepty, że znane nazwisko dobrze wypromuje tekst. Nawet w miesięczniku tenisowym, którym przez rok kierowałem na rzecz dużego wydawnictwa, sugerowano publikowanie zdjęć celebrytów. Żaden tam Nadal, żaden tam Federer – moim zadaniem jako redaktora naczelnego miało być znalezienie zdjęcia Dody, niekorowanej królowej Polski, którą w końcu udało się przydybać z siostrami Radwańskimi. Do dzisiaj czuję dumę, ale i niesmak, bo różnica między poważnym i niepoważnym w ten sposób się zatarła. Dzienniki i tygodniki poszły tą drogą i brukowieją, a tymczasem tabloidy – brukowieją jeszcze bardziej.
Lekcja anatomii
No bo czując na plecach oddech nowej konkurencji, muszą się radykalizować. Zwykła śmierć jest już passé, teraz trzeba rozłożyć zwłoki na części pierwsze, poćwiartować je, a może nawet i ukatrupić żyjących. To właśnie spotkało aktorkę Grażynę Błęcką-Kolską, która straciła w wypadku ukochaną córkę. Po czym brukowce usłużnie popędziły z komentarzem, że to może ją ostatecznie pogrążyć; że nie przyszła do kościoła na mszę za córkę; że nie pamięta, co było przed wypadkiem; że jej były mąż – reżyser Jan Jakub Kolski – poznał kochankę, gdy ta miała 12 lat. I tak dalej, i tym podobne. – Mediom spodobała się chyba wewnętrzna sprzeczność tej sytuacji. Aktorka jest zarazem ofiarą i sprawcą: straciła córkę, ale ze swojej winy, bo prowadziła samochód. Takie wielopoziomowe opowieści można przecież serwować w odcinkach. W tej historii był potencjał, aby ją rozwałkować. A zarazem też główną bohaterkę – zauważa dr Marek Kochan, pisarz i medioznawca.
Szokuje też „Super Express" krzyczący: „Wielka aktorka Krystyna Janda (62 l.) przygotowuje siebie i bliskich do swojej śmierci. Wybacza winowajcom, zapewnia, że wszystko już jest zaplanowane i przygotowane do pogrzebu". Tymczasem chodziło o... wpis na blogu aktorki, w którym z czarnym humorem opowiada o jedzeniu grzybów. „Trudno podejrzewać, żeby znany z tabloidowej przenikliwości naczelny gazety po prostu dał się nabrać. Łatwiej za to uwierzyć, że postanowił cynicznie nabrać swoich czytelników. Tak czy owak, albo powstał kandydat na najgłupszy, albo najbardziej cyniczny tekst roku" – konkluduje portal natemat.pl, gdzie Janda prowadzi bloga.
A jak skomentować casus Wojciecha Jaruzelskiego, gdy newsa o jego śmierci chciano mieć jeszcze za życia? Taką informację podała strona internetowa „Faktu", bo zaufano doniesieniom współpracujących z tytułem paparazzich. Tabloid miał ich wysłać do wojskowego szpitala, gdy pojawiły się pogłoski o pogarszającym się stanie zdrowia Jaruzelskiego. Fotoreporterzy pełnili tam stały dyżur i przekazali wieści o „tajemniczej wizycie chroniących generała oficerów BOR w przyszpitalnym prosektorium". Na tej podstawie wywiedziono, że generał nie żyje – sęk w tym, że błędnie. Sprawa postawiła na nogi całą Polskę i pozbawiła stanowiska Grzegorza Jankowskiego, szefującemu tabloidowi od dziesięciu lat. Jaruzelski zmarł 11 dni później.