Oto pasażerowie autobusów, tramwajów czy pociągów SKM przemieszczający się nimi na gapę mogą się zapoznać z sylwetkami pięciu swoich potencjalnych prześladowców. ZTM ruszył z kampanią społeczną „Pracuję jako kontroler biletów". Jej celem jest ocieplenie wizerunku kanarów, którym zdarza się spotykać z aktami przemocy – zarówno werbalnej, jak i fizycznej – ze strony gapowiczów.
Kontrolerzy spoglądający z plakatów na pasażerów opowiadają więc o swoich pasjach, a także o tym, jak radzą sobie ze stresem. Wydaje się zatem, że chcą po prostu pokazać, iż też są ludźmi – takimi samymi śmiertelnikami jak każdy z nas. Potwierdzają to słowa biorącej udział w kampanii ZTM pani Karoliny, które cytuje serwis Onet.pl: „Często, gdy wypisuję wezwanie do zapłaty za jazdę bez ważnego biletu, pasażerowie zagadują: »Proszę być człowiekiem i mnie puścić«. Automatycznie wtedy pytam: »A kim ja według pani/pana jestem?«". Kobieta żali się dalej: „W tym tkwi największy problem – część pasażerów odbiera nam ludzkie cechy, ponieważ wtedy jest im łatwiej nas wyzywać, popchnąć, kopnąć".
Ludzkie cechy z pewnością mają osoby, które kochają zwierzęta. Tak jest w przypadku dwóch innych kontrolerów, uczestników kampanii ZTM: pana Tomasza i pana Sławomira. Pierwszy chwali się dziennikarzowi Onet.pl tym, że przygarnia z przystanków komunikacji miejskiej psy i koty. Drugi natomiast jest zapalonym wędkarzem, który na plakacie oznajmia: „Ryby chętnie ze mną »współpracują«. Pewnie dlatego, że tuż po złowieniu pozwalam im wrócić do wody".
Widzimy więc, że duch lewackiej idei solidarności międzygatunkowej, lansowanej chociażby przez australijskiego filozofa Petera Singera, trafił już pod strzechy: kanary są bezwzględne wobec ludzi przyłapanych na jeździe bez ważnego biletu, ale zwierzętom okazują serce. Tym samym mamy w nich dostrzec szlachetne osoby, które wywołują pozytywne emocje.
Ktoś, kto pochyla się nad nieszczęściem bezdomnego czworonoga, a jednocześnie nie przepuści człowiekowi, który mimo najlepszych chęci nie dopchnął się do kasownika, nie może budzić sympatii. Być może nie dotyczy to pana Tomasza ani nikogo innego z uczestników kampanii ZTM, ale przecież moje obserwacje – pasażera warszawskich środków transportu miejskiego – nasuwają takie, a nie inne podejrzenia.