Jürgen Klopp. Klub Borussia trafia na aut

Jürgen Klopp opuści Dortmund. Akcje Borussii na giełdzie spadają. To może być koniec drużyny, którą stworzył ekspresyjny wizjoner. My lubiliśmy go szczególnie, bo w jego zespole grali Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek. To była Polonia Dortmund.

Aktualizacja: 17.04.2015 17:20 Publikacja: 17.04.2015 02:00

Jürgen Klopp. Klub Borussia trafia na aut

Foto: AFP

Pożegnalna konferencja Kloppa wyglądała jak ostatnia rozmowa skrępowanych nastolatków na tej samej ławce w parku, na której wciąż widać ślad wyrytego scyzorykiem serca przebitego strzałą. „Ja kocham ciebie, ty kochasz mnie, ale coś nie wyszło. Musimy się rozstać". Są łzy, jest zapewnienie o uczuciach, ale na koniec każde wstaje i idzie w swoją stronę. Tylko serce wycięte w ławce zostaje.

Klopp to więcej niż trener, to fenomen. Nie dość, że kapitalny szkoleniowiec, który odcisnął piętno na nowoczesnym futbolu, to w dodatku swój chłop. Długie włosy, kilkudniowy zarost, dżinsy, bluza, bejsbolówka, inteligencja i dowcip. Angielscy dziennikarze przed każdym losowaniem Ligi Mistrzów modlili się o Borussię Dortmund, bo konferencja prasowa z Kloppem to gwarantowane show, a gdzie media bardziej doceniają wartość dobrego przedstawienia niż na Wyspach? Teraz wszyscy równie intensywnie się modlą, by jego odejście z Dortmundu oznaczało to, co wszyscy od dłuższego czasu wieszczyli: że Klopp trafi tam, gdzie jego miejsce – do Premier League.

– Mamy łuk i strzały. Jeśli dobrze wycelujemy, może uda nam się trafić do celu. Problem w tym, że Bayern ma bazookę. Bon moty Kloppa przeszły już do historii futbolu. Przed spotkaniem w Lidze Mistrzów z Arsenalem został poproszony o porównanie stylów obu zespołów. – Arsenal uwielbia być przy piłce, grać w piłkę, wymieniać mnóstwo podań... Jest jak orkiestra symfoniczna – mówił, pociągając wyimaginowanym smyczkiem po wyimaginowanych strunach wyimaginowanych skrzypiec. – Ale to jest spokojny utwór. A ja lubię heavy metal.

Takie wypowiedzi powodowały za każdym razem wybuch entuzjazmu. – Uwielbiam Arsene'a Wengera – mówił Klopp, udając wymianę grzecznego uścisku dłoni. – Ale ja jestem gościem od przybijania piątek. Lubię, gdy jest głośno, chcę, żeby mój futbol był jak buuuuuum! – krzyczał, naśladując wybuchającą bombę.

– U nas w Niemczech taki styl nazywa się... angielskim futbolem – kolejna salwa śmiechu na sali. – Deszczowy dzień, ciężkie, nasiąknięte wodą boisko, wszyscy brudni na twarzach od błota, a po skończonym meczu tak zmęczeni, że wydaje im się, iż przez następny miesiąc nie zagrają w piłkę. To właśnie jest Borussia.

Ale Klopp jest przede wszystkim fantastycznym trenerem. By zrozumieć, na czym polega jego fenomen, należy się cofnąć do połowy lat 80. do małego miasta Backnang –niecałe 30 km na północny wschód od Stuttgartu. Dziś Backnang zamieszkuje około 35 tysięcy ludzi, ale w okresie, o którym mówimy, było ich pewnie o połowę mniej. Dopiero bowiem w latach 90. zainstalował się tu przemysł telekomunikacyjny z Ericssonem na czele.

Miejscowa Viktoria grała nic nieznaczący sparing z Dynamem Kijów, które wówczas przyjechało na zgrupowanie do Niemiec. Trenerem Dynama był Walery Łobanowski – jeden z architektów nowoczesnego futbolu, człowiek, który wymyślił i doprowadził do perfekcji pressing. Grającym trenerem Viktorii był wówczas Ralf Rangnick. Tamten mecz, którego zapewne żaden z zawodników Łobanowskiego nie pamięta, nazywa objawieniem.

Uli Hesse, autor książki „Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej", tak opisuje to zdarzenie: – Dynamo nie miało libero. Nie kryło każdy swego. Gdy zespół z Backnang znajdował się przy piłce, cały zespół z Kijowa ruszał w kierunku futbolówki, jakby piłkarze byli pociągani za niewidzialne sznurki. Pressing był tak intensywny, że przeciwnicy dusili się już głęboko na własnej połowie. Bardzo młody Aleksiej Michajliczenko ustawiony przed czterema obrońcami odgrywał rolę, która dopiero później stanie się znana jako defensywny pomocnik.

Rangnick był z jednej strony onieśmielony objawieniem, którego doznał, z drugiej zafascynowany. Łobanowski został jego idolem. Rangnick jako pierwszy w Niemczech zaczął stosować nowy system w czasach, gdy w Bundeslidze i reprezentacji wciąż obowiązującym stylem było odrobinę zmodyfikowane ustawienie z libero, które dało Niemcom mistrzostwo świata w 1974 roku. I choć nowego Franza Beckenbauera nie było na horyzoncie, a świat zaczynał grać nowocześniej, Niemcy z uporem trwali przy starej szkole.

Ekspert z telewizji

W 1998 roku Rangnick został zaproszony do studia telewizyjnego, by wytłumaczyć publiczności, na czym polega system z czwórką obrońców w jednej linii i czym jest cały ten pressing, o którym nagle – w obliczu katastrofalnych mistrzostw świata 1998, gdy Niemcy odpadli w ćwierćfinale – zaczęto tyle mówić. Ponad 15 lat po objawieniu zaczęto się w kraju ówczesnych trzykrotnych mistrzów świata interesować innymi sposobami uprawiania futbolu niż powielanie schematów z czasów Beckenbauera.

Rangnick nie był wtedy jeszcze nawet trenerem w Bundeslidze. W drugiej lidze prowadził maleńkie SSV Ulm 1846, a zespół z położonego między Stuttgartem a Monachium miasta (120 tysięcy mieszkańców) radził sobie nadspodziewanie dobrze, prezentując całkowicie inny futbol. Telewizyjny występ Rangnicka nie został jednak dobrze odebrany przez środowisko piłkarskie. Ówczesny selekcjoner Erich Ribbeck (który za dwa lata miał się skompromitować na Euro 2000, gdy Niemcy pod jego wodzą odpadły już w fazie grupowej) powiedział: – Jestem rozczarowany tą przesadną debatą na temat systemów taktycznych. Tym, że kolega sprzedaje komunały w telewizji z taką miną, jakby trenerzy Bundesligi byli bandą ignorantów.

Niemal dekadę później, w 2006 roku, historia się powtórzyła. Z tą różnicą, że ekspert telewizyjny nie opowiadał, na czym polega gra reszty świata i czym się różni od stylu reprezentacji Niemiec. Ekspert tłumaczył rodakom, dlaczego ich reprezentacja prowadzona przez pochodzącego ze Stuttgartu Jürgena Klinsmanna, za którym stał były trener VfB Stuttgart Joachim Löw, prezentuje futbol ofensywny, widowiskowy i nowoczesny. I jakie są niuanse tego stylu. Najnowocześniejszy futbol w Bundeslidze prezentowało wówczas FSV Mainz. Trener tego klubu nazywał się zaś Jürgen Klopp i pochodził oczywiście ze Stuttgartu.

Podobnie jak Rangnick i w mniejszym stopniu Löw – nie był dobrym piłkarzem. – Umiejętności miałem najwyżej na piątą ligę, ale głowę na Bundesligę. Ta kombinacja uczyniła ze mnie niezłego drugoligowego zawodnika – opisywał swoją karierę piłkarską wiele lat później.

Czy na pewno istnieje coś takiego jak szkoła stuttgarcka, nie mają pewności nawet w Niemczech. Trudno powiedzieć, na ile ci trenerzy na siebie wpływali, czy jest to tylko zbieg okoliczności, że niemal wszyscy wyznawcy nowoczesnego futbolu pochodzą z miasta Mercedesa albo z jego najbliższych okolic. Z pewnością jednak Klopp futbolowego heavy metalu nauczył się, podpatrując jednego z ojców rewolucji – Ralfa Rangnicka.

Pressing to po prostu niepozwalanie przeciwnikowi na swobodne wyprowadzenie piłki. Kojarzy się z biegającymi między obrońcami napastnikami i ofensywnymi pomocnikami. Gegenpressing – od niemieckiego „gegen", czyli „przeciw" – jest pójściem o krok dalej. To pressing całego zespołu rozpoczynany dokładnie w momencie straty piłki. Chodzi o jak najszybsze przechwycenie futbolówki, najlepiej gdy znajduje się ona jeszcze w strefie obronnej rywala, a tym samym jest to przeciwdziałanie kontratakom przeciwnika. To właśnie wymyślił i wprowadził Klopp.

Standardowo stosowana reguła mówi o pięciu sekundach maksymalnego pressingu całej drużyny w momencie straty piłki. Jeśli w tym czasie nie uda się jej odzyskać, zespół się cofa i przechodzi do ustawienia obronnego. Gegenpressing może koncentrować się na piłce, gdy wszyscy zawodnicy, którzy znajdują się w sektorze boiska, na którym nastąpiła strata, naciskają na zawodnika z piłką, zabierając mu miejsce, czas i zmuszając do błędu lub panicznego wycofywania. To jednak bardzo ryzykowne, jeśli „napadniętemu" uda się wykonać dobre podanie do przodu.

Jednym z najlepszych przykładów stylu Borussii jest genialny mecz ówczesnego mistrza Niemiec z Realem Madryt, wygrany 4:1, gdy wszystkie bramki strzelił Robert Lewandowski. Trzy z nich są dziełem gegenpressingu. Przy pierwszej podanie Xabiego Alonso, które ma być początkiem kontry Królewskich i zawodnicy w białych koszulkach ruszają już całym zespołem do przodu, przechwytuje na linii środkowej Mats Hummels. Natychmiast oddaje piłkę na lewe skrzydło, dośrodkowanie i Lewandowski strzela. Drugi gol to złe wybicie z pola karnego Samiego Khediry, piłka trafia do Marco Reusa, który ni to strzela, ni to podaje do Lewandowskiego i jest już 2:1. Polak kompletuje hat-tricka, gdy zbyt krótkie wybicie Pepe przejmuje Marcel Schmelzer.

Zarówno Reus, jak i Schmelzer strzelali na bramkę Realu. To kolejny element charakterystyczny gegenpressingu – uderzać najszybciej jak się da, by przeciwnik nie zdążył nawet pomyśleć o zagrożeniu. Dlatego strzałów jest mnóstwo, często z nieprzygotowanych sytuacji, ale są zaskakujące. A mając taki numer 9 jak Lewandowski, Klopp mógł być pewien, że część tych grzęznących gdzieś w nogach obrońców strzałów przejmie napastnik.

Klopp jest figurą romantyczną. Robin Hoodem futbolu. Razem z Borussią okradał bogaczy – jak Real – i zabierał im nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim uwielbienie. Borussia była przez pewien czas najbardziej dynamicznie i ryzykancko grającą drużyną w Europie, dodatkowo, co dla nas ważne, z trzema Polakami w składzie.

Wcześniej klub był na krawędzi bankructwa. Pomysł na gonienie Bayernu, stosując metody Bayernu, okazał się ponad siły. Wielkie wydatki na gwiazdy stały się niemal gwoździem do trumny. Wystarczyło nie awansować do Ligi Mistrzów, by cały budżet i wszelkie plany legły w gruzach. Zaczęło się błędne koło pożyczek i długów.

Spotkanie na lotnisku

Jesienią 2003 roku sytuacja stała się dramatyczna. Klub miał 120 milionów euro długu. Jeszcze jakiś czas udawało się funkcjonować, ale w marcu 2005 na lotnisku w Dusseldorfie odbyło się spotkanie przedstawicieli klubu z pomniejszymi inwestorami. Ci ludzie poprzez fundusz inwestycyjny pożyczyli kiedyś Borussii swoje pieniądze. Zostali poinformowani, że jeśli nie wyrażą zgody na przesunięcie spłat, BVB ze skutkiem natychmiastowym ogłosi bankructwo. Po kilkugodzinnych naradach i zapoznaniu się z planem naprawczym ostatecznie się zgodzili.

Borussia – proletariacki klub robotników z Zagłębia Ruhry – musiała jednak wymyślić się na nowo. Postawiono na szkolenie, skauting, młodzież i niedrogich, ale perspektywicznych piłkarzy. W maju 2008 udało się nawet dojść do finału Pucharu Niemiec, gdzie BVB przegrała z Bayernem. To wtedy postanowiono, że czas na najważniejszą zmianę – do tego wszystkiego należy dorzucić nowoczesny futbol. Potrzebny był człowiek, który z tanich zawodników zbuduje drużynę umiejącą rzucić wyzwanie Bayernowi. Borussia ogłosiła, że nowym trenerem zostanie szkoleniowiec Mainz, ekspert telewizyjny Jürgen Klopp.

Pierwsze mistrzostwo Niemiec (2010/11) zdobył ze składem, w którym najdroższym zawodnikiem był kupiony za 4,75 mln euro 22-letni, anonimowy dla przeciętnego kibica w Europie napastnik Lecha Poznań Robert Lewandowski. W tym samym czasie Bayern lekką ręką wydał 17 milionów na brazylijskiego pomocnika Luiza Gustavo.

Klopp sięgnął po dwa mistrzostwa, dotarł do finału Ligi Mistrzów na Wembley – w jego ukochanej Anglii. Musiał jednak uznać wyższość Bayernu. W dodatku tuż przed meczem dowiedział się, że Bawarczycy zabierają mu wychowanka BVB Mario Gotzego. Gdy rok później sięgali po Lewandowskiego, był już na to przygotowany. – W Monachium zachowują się jak Chińczycy. Patrzą, co się dzieje na świecie, i robią podróbki – skomentował.

Futbolowy romantyzm powodował, że Kloppa kochali wszyscy. Prawdopodobnie teraz wyląduje jednak po złej stronie mocy. Jest głównym kandydatem na szkoleniowca klubu, który reprezentuje wszystko, przeciw czemu występował, będącego własnością szejków z Dubaju Manchesteru City. Heavy metal za petrodolary, jak to zabrzmi? Posłuchamy i zobaczymy.

Pożegnalna konferencja Kloppa wyglądała jak ostatnia rozmowa skrępowanych nastolatków na tej samej ławce w parku, na której wciąż widać ślad wyrytego scyzorykiem serca przebitego strzałą. „Ja kocham ciebie, ty kochasz mnie, ale coś nie wyszło. Musimy się rozstać". Są łzy, jest zapewnienie o uczuciach, ale na koniec każde wstaje i idzie w swoją stronę. Tylko serce wycięte w ławce zostaje.

Klopp to więcej niż trener, to fenomen. Nie dość, że kapitalny szkoleniowiec, który odcisnął piętno na nowoczesnym futbolu, to w dodatku swój chłop. Długie włosy, kilkudniowy zarost, dżinsy, bluza, bejsbolówka, inteligencja i dowcip. Angielscy dziennikarze przed każdym losowaniem Ligi Mistrzów modlili się o Borussię Dortmund, bo konferencja prasowa z Kloppem to gwarantowane show, a gdzie media bardziej doceniają wartość dobrego przedstawienia niż na Wyspach? Teraz wszyscy równie intensywnie się modlą, by jego odejście z Dortmundu oznaczało to, co wszyscy od dłuższego czasu wieszczyli: że Klopp trafi tam, gdzie jego miejsce – do Premier League.

– Mamy łuk i strzały. Jeśli dobrze wycelujemy, może uda nam się trafić do celu. Problem w tym, że Bayern ma bazookę. Bon moty Kloppa przeszły już do historii futbolu. Przed spotkaniem w Lidze Mistrzów z Arsenalem został poproszony o porównanie stylów obu zespołów. – Arsenal uwielbia być przy piłce, grać w piłkę, wymieniać mnóstwo podań... Jest jak orkiestra symfoniczna – mówił, pociągając wyimaginowanym smyczkiem po wyimaginowanych strunach wyimaginowanych skrzypiec. – Ale to jest spokojny utwór. A ja lubię heavy metal.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy